Pytanie niby proste, a jednak odpowiedź nieco skomplikowana. Internet w Japonii obrasta legendą. Niby jest wszędzie i niby jest ultraszybki. Ale czasem ciężko go znaleźć, a kiedy jest, to drogo. A może wcale nie?
Hot Spot
Wielu podróżników, backpackerów i internetowych guru promuje przekonanie, że internet w Japonii jest wszędzie i nie trzeba za niego płacić. A jak jest naprawdę?
Gdzie z powietrza złapać internet w Japonii?
- Na lotnisku. I to jest super. Zanim cokolwiek ogarniemy możemy już połączyć się z nawigacją, napisać do rodziny, dać znać, że jesteśmy, jeśli ktoś na nas czeka.
- Na stacjach metra w Tokio. W innych miastach różnie bywa.
- Na stacjach JR, ale nie wszędzie. Trzeba szukać. Np w Kioto najsilniejszy sygnał jest przy wejściu do toalet na pierwszym piętrze (po naszemu parter) i na łączniku nad peronami, na przeciw centralnych bramek biletowych.
- W niektórych pociągach. Najlepiej łapie w linii Keihan.
- W sklepach typu kombini, czyli 7-eleven, Family Mart, Lawson
- W fast foodach. Polecam Mos Burgera.
- Starbacks ma chyba najlepsze WiFi, ale np. w tym przy Dotonbori nie ma w ogóle. Jest za to przy publicznym kibelku 50 metrów dalej, tym przy samym moście Ebisu.
- Przy świątyniach lub w parkach np. na Nakamise pomiędzy Kaminarimon a świątynią Sensoji w Tokio.
Jak widzicie trochę tego jest. Ale nie bez powodu podaję lokalizacje z dokładnością do kilku metrów. Inaczej można być srogo zawiedzionym. A skąd to wszystko wiem? Z praktyki. A ponieważ mam na zwiedzanie Japonii przeznaczoną resztę życia, a przynajmniej kilka lat, to nie muszę się spieszyć. Gdybym jechał do Japonii na 2 tygodnie i zakładał, że to może być jedyna taka okazja w życiu… Nie ryzykowałbym hipsterstwa i kupił ten cholerny internet choćbym miał przepłacić 20 zł. Szkoda marnować okazji.
Poza tym, wszystkie te miejsca mają sieć otwartą. Co prawda trzeba się zalogować za pośrednictwem adresu email, ale nikt rozsądny nie będzie przy pomocy hot spotów robił operacji bankowych, czy czegoś równie prywatnego.
Hotele
Internet w Japonii znajdziemy oczywiście w hotelach. Zwykle szybki i szyfrowany. Znaczy bezpieczniejszy. A jeśli śpicie w sieciówkach, to bywa, że we wszystkich hotelach sieci jest jedno hasło. Ultra wygodne. korzystaliśmy z jednej sieci w Tokio, Osace i Hiroshimie. Tylko za pierwszym razem musieliśmy wpisywać hasło. W pozostałych telefony same się logowały.
W tanich hotelach i hostelach bywa, że internet jest wykupiony na pakiety i jeśli ktoś przed nami zużył cały pakiet, to będziecie praktycznie odcięci. Internet po kablu telefonicznym chodził szybciej (możecie być za młodzi żeby wiedzieć o czym piszę).
Jak widać, teoretycznie można by za internet nie płacić w ogóle. Ale mnie szkoda by było na to czasu. Raz próbowałem zwiedzać bez internetu i po 36 godzinach moja cierpliwość się skończyła. Traciłem za dużo czasu na szukanie tego, co było przede mną, tylko o tym nie wiedziałem. Oczywiście, gdybym się lepiej przygotował, wiedział, że będę offline, skopiował mapy, zapamiętał jak wyglądają główne punkty orientacyjne, to wtedy tak. Można się obyć bez internetu. Ale żeby taki plan przygotować, potrzeba spędzić nad nim wiele tygodni.
Jeśli nie Hotspot to skąd brać internet w Japonii?
- karta SIM
- albo pocket WiFi
To są dwa najpopularniejsze rozwiązania. I oba są dobre. Kiedy na grupach dyskusyjnych pada pytanie o to jaki internet zamówić, to ludzie zupełnie bez sensu dzielą się na zwolenników jedynej słusznej drogi i drogi, której nie próbowali, ale wiedzą, że jest gorsza. A jak to wygląda z punku widzenia człowieka pozbawionego emocji?
Pocket WiFi
Zaczynam od kieszonkowego WiFi, bo to rozwiązanie starsze i łatwiejsze do opisania. Zamawiamy sobie takie ustrojstwo jeszcze siedząc w domu na kanapie i odbieramy na lotnisku lub w hotelu w Japonii. Dostajemy w komplecie mały przenośny ruter, ładowarkę, powerbank, etui, kopertę ze znaczkiem i instrukcję. Na koniec japońskiej przygody oddajemy wszystko w punkcie, wrzucamy do specjalnej skrzynki, lub wkładamy w kopertę i odsyłamy pocztą.
Jeśli jedziecie w grupie, albo całą rodziną i zamierzacie trzymać się w kupie, to jest to rozwiązanie całkiem przyjemne. Wychodzi taniej niż zakup karty sim dla każdego. Jedynie wadą jest to, że jeśli ktoś się odłączy, to musi umieć znaleźć Was po staremu, czyli rozglądając się, albo znaleźć hotspot i się z Wami połączyć.
Do Pocket WiFi można podłączyć od kilku do kilkunastu urządzeń. Warto się upewnić przed zamówieniem, żeby nie okazało się, że cały czas bawicie się z rodziną w gorące krzesła, bo jest Was czworo, a macie limit na trzy połączenia.
Karta SIM z internetem
A właściwie data SIM kaado, bo jeśli będziecie szukać na półce w sklepie, to trzeba wiedzieć o co zapytać. Ja zazwyczaj kupuję w dużych sklepach z elektroniką. Problem z dużymi sklepami jest taki, że są duże, a półka z kartami SIM jest mała. Łatwo przegapić kiedy trzeba zwiedzić 11 pięter japońskiego odpowiednią Media Marktu. Zanim zacząłem pracować jako przewodnik nie spodziewałem się, że wiedza o lokalizacji wodotrysków, hotspotów, sklepów z nożami i rozkładzie towarów w sklepie z elektroniką jest równie cenna, jeśli nie cenniejsza, niż wiedza historyczno kulturowa. Życie zaskakuje.
Gdzie kupić japońską kartę SIM?
Ale jeśli nie macie przewodnika, który wie jak znaleźć kartę, wstydzicie się zapytać w wielkim sklepie, albo macie inną wymówkę, to możecie zamówić kartę SIM tak samo jak zamawia się JR Pass. Czyli do domu.
I tu niespodzianka. O ile JR Pass w Japonii jest droższy niż kupiony z wysyłką, to karty SIM odwrotnie. W Japonii bywają dużo, dużo tańsze. Oczywiście można kupić drożej i można kupić taniej.
Można też kupić w specjalnych punktach na lotnisku. Ani to dobra opcja, ni zła. Ot, po prostu taka jest.
Znacznie bardziej po japońsku będzie kupić ją w automacie. Też na lotnisku, albo na dworcu kolejowym, albo w innym miejscu, gdzie turyści mogą jej potrzebować. Wadą jest zazwyczaj mało atrakcyjna cena i mały wybór. A w zasadzie brak wyboru. Kupujecie co jest, albo nie.
Jaką kartę SIM na internet kupić w Japonii?
Wybór jest spory. Można kupić tzw. nielimitowany, czyli w praktyce ograniczony do 10Gb dziennie, po przekroczeniu których wszystko zwalnia i przyśpiesza dopiero w nocy, ok. 2:00 czasu miejscowego. Karty nielimitowane są drogie i mają krótki termin przydatności, np 5, 7, 10 dni.
Są też karty długoterminowe, nawet na 90 dni z możliwością doładowania, jeśli skończy nam się pakiet. Doładowanie możemy kupić w prawie każdym kombini. Warto się upewnić, która sieć sklepów sprzedaje doładowania do nasze wybranej karty. Ja swoją kartę muszę doładowywać w Family Marcie lub Lawsonie. W Lawsonie doliczają 100¥, więc pozostaje Family Mart. A najbliższy mam 8 minut jazdy na rowerze od domu. Skandal…
Doładowania karty kosztują więcej niż karta na 30 dni, a mają mniejszy pakiet. Ale jeśli oszczędzacie, to może Wam służyć znacznie ponad miesiąc. Coś za coś.
Są jeszcze karty na 14 i 30 dni. I te są chyba najbardziej uniwersalne, bo zwykle oferują 1,5Gb, 2Gb lub 3Gb, a to powinno wystarczyć, jeśli poczekacie z oglądaniem YouTube i Netflix aż wrócicie do hotelu. Na korespondencję bez ciężkich załączników, translator i Google Maps wystarcza.
Jest tak wiele opcji, że nie powiem Wam która jest najlepsza. Wiem, że niektóre są wygodniejsze od innych, bo nie trzeba nic ustawiać w telefonie. Ale za wygodę się płaci. Jeśli kupicie taką tańszą kartę, to trzeba wejść w ustawienia telefonu i ręcznie ustawić kilka opcji, zgodnie z instrukcją. Często też trzeba podać dane z paszportu, żeby internet zaczął działać. To w Japonii normalna praktyka.
Jeśli kupicie „u człowieka”, to on może ustawić wszystko za Was. Ale uwaga, czasem ta usługa jest płatna i to nie mało. A jeśli macie swoją polską kartę, to wyjmijcie ją z telefonu, zanim pójdziecie to załatwiać. Pracownik może dla własnej wygody ściągnąć ustawienia z sieci. Jeśli nie będzie karty w środku, to połączy się przez WiFi z siecią swojego sklepu, ale jeśli karta jest, to może wykorzystać wasz polski SIM do ściągnięcia ustawień, a to może słono kosztować. Uwierzcie na słowo.
Do czego przydaje się internet w Japonii?
Nawigacja
Podstawową funkcją internetu w komórce jest moim zdaniem nawigacja. Bez tego traci się sporo czasu. Chyba, że zwiedzacie z kimś kto zna drogę. Ale nawet wtedy warto korzystać z nawigacji. Choćby do optymalizacji dojazdów. W Japonii co 2 minuty może Wam się wyświetlić zupełnie inny plan podróży. Zupełnie inny! Np. zamiast autobusu wyskoczy pociąg, z przesiadką w inny pociąg. A przecież przed chwilą pokazywało łatwiejszą drogę. Tylko, że ona się zdezaktualizowała. Nawigacja szuka najszybszych połączeń (chyba, że każecie jej inaczej). 5 minut tu, 10 tam, sprawiają, że na koniec dnia macie uzbierane dość czasu, by zobaczyć kolejną atrakcję. To ma sens.
Wiedza
Kolejną funkcją jest wyszukiwanie informacji o zwiedzanych miejscach. Można godzinami czytać przewodniki, czasopisma i blogi, ale jeśli przeczytacie o jakimś miejscu będąc tam, mogąc się rozglądać, dotknąć, powąchać, usłyszeć, to przeżyjecie zwiedzanie wszystkimi zmysłami. Tak jest fajniej. A przynajmniej ja tak lubię najbardziej. Mam jedną książkę tak starą, że strony z niej wypadają przy byle podmuchu wiatru. Pogubiłem jej fragmenty po całym regionie Kansai.
Tłumaczenie
Japonia i te jej krzaki. Mam na myśli pismo, nie przydrożną roślinność. Kto by to przeczytał? Warto mieć możliwość zeskanowania menu w knajpie, albo drogowskazu na górskich rozstajach. Zwłaszcza, że aplikacja tłumaczy od razu na polski. Choć czasem lepiej na angielski, bo tłumaczenie na polski jest dwuetapowe, a to powoduje nieraz spore przekłamania.
Poza tym w skrajnych sytuacjach można translatora używać nie tylko do skanowania pisma, ale też tłumaczenia mowy.
Komunikacja
Komunikatorów na całym świecie jest sporo. Ale jednym z popularniejszych jest Whats App. I choć mam ich w komórce kilka, to z tego korzystam najwięcej. Nawet mam go wypisanego na wizytówce. To ten sam numer, co moja polska karta SIM, ale w praktyce nigdy nie mam jej w telefonie. A mimo wszystko można mnie złapać.
Złapać kontakt z rodziną, z przewodnikiem, z kolegami. Nikt już chyba nie wyobraża sobie życia bez telefonu komórkowego.
Choć wydaje się, że jeszcze niedawno, żeby zadzwonić do babci musiałem chodzić na pocztę. A to i tak był luksus, bo moja babcia miała telefon w domu i ona nie musiała nigdzie iść. Nie trzeba było się listownie umawiać kiedy i gdzie zadzwonimy, można jej było zrobić niespodziankę.
Ale teraz niespodzianką byłoby nie zadzwonienie do rodziny.
Raz oprowadzałem kolegę i całą jego rodzinę. Z tym, że rodzina siedziała na pomorzu wgapiona w ekran telefonu, a kolega ze mną eksplorował Japonię cały czas pokazując na żywo co oglądamy. Cudownych czasów doczekaliśmy.
Jeśli podobał Ci się ten post, skrobnij komentarz, a najlepiej zasubkskrybuj nasz blog. Zostaw swój adres email, a my powiadomimy Cię o kolejnych wpisach o tym: co, kiedy i dlaczego warto zobaczyć w Japonii.
Jak szykowałam się do wyjazdu, dość intensywnie zastanawiałam się co wybrać. Ostatecznie wybór padł na kartę SIM i byłam bardzo zadowolona. Raz urządzenie ustawiło mi się samo, a raz musiałam coś poklikać. Dosłownie 3 kliknięcia, ale instrukcja była dołączona do karty. Co ciekawe, w obu przypadkach było to to samo urządzenie i karta z tej samej firmy.
Zgadzam się ze wszystkim co wymieniłeś w części „Do czego przydaje się internet w Japonii?”. Najczęściej potrzebowałam do nawigacji. Stawałam na dworcu i sprawdzałam na hyperdii o której mam pociąg i na który peron mam się zameldować. Na rozkłady na dworcu patrzyłam tylko żeby potwierdzić te informacje.
Pocket WiFi mieliśmy w jednym Airbnb, ale transfer był mały, a nas była ósemka, więc to była prawdziwa walka. Dochodziło do sytuacji, kiedy rzucałam hasło „wszyscy się odłączają, bo muszę sprawdzić, o której mamy jutro pociąg!” 😉
A Ty to jeszcze potrzebujesz się szykować do wyjazdu?
Oczywiście, że tak! Jest jeszcze tyle rzeczy, których nie znam i tyle, które mogą ułatwić mi życie. W 2016 roku przemieszczałam się po Japonii z papierowymi mapami, które brałam z punktów informacyjnych, bo nie miałam internetu w telefonie. No można i tak, tylko po co, skoro można łatwiej 😉 Poza tym, za każdym razem chcę zobaczyć coś nowego. Są miejsca, do których mogę wracać ciągle np. Nara, ale dzisiaj właśnie u Ciebie wyczytałam, że mimo, że byłam tam 4 razy, nadal jest tam coś, czego nie widziałam 😉
Wszystko to umiem sobie wyobrazić. Miałem na myśli to, że ktoś z Twoim doświadczeniem, po prostu robi listę tego co zobaczyć, wsiada w samolot i ją realizuje. Ale nie musi spędzać nocy na rozkminianiu gdzie spać, jak zrobić rezerwacje, co jeść na miejscu, czy kupić JR Pass i jak dojechać z punktu A do B.
Dziękuję za komplement, ale niestety muszę rozkminiać. Nie lubię tak na żywioł, a doświadczenie podpowiada mi, że zawsze coś mnie zaskakuje 😉 Raz to zaskoczenie kosztowało mnie 3500¥, bo nie ogarnęłam, że JR Pass nie pokrywa kawałka trasy i dowiedziałam się o tym dopiero w pociągu. Wy ogarniacie wszystko za swoich klientów i nie muszą się nad tym zastanawiać, a ja za każdym razem spędzam wiele godzin na przygotowaniach. No ale muszę przyznać, że sprawia mi to przyjemność 🙂
„Wy ogarniacie wszystko za swoich klientów i nie muszą się nad tym zastanawiać”
chyba sobie o zdanie powiesimy na ścianie w pokoju z tatami (bo przecież nie mamy łóżka).
Nawet nam zdarzają się wpadki. Oczywiście nie lubimy o tym mówić, ale może kiedyś zbierzemy kilka największych i je opiszemy. A 3500¥ to strasznie dużo, gdzie to było?
Jakąś ładną kaligrafię sobie strzelcie z tym tekstem 😉 A o wpadkach fajnie będzie poczytać, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
Jak jechałam z Osaki do Tottori pociągiem Super Hakuto, to jest odcinek między Kamigori a Chizu, który jest po torach jakiegoś prywatnego przewoźnika i trzeba dopłacić w jedną stronę 1750¥.