Kiedy jechać do Japonii? Oto jest pytanie. Wiosną, na przełomie marca i kwietnia kwitną wiśnie. Japonia jest piękna. Jesienią w listopadzie złocą się miłorzęby i czerwienią się klony, Japonia jest jeszcze piękniejsza. Za to latem w Japonii jest niewyobrażalnie gorąco i lepiej ją wtedy omijać, ale odbywające się wtedy festiwale i pokazy sztucznych ogni są esencją Japonii…
Niniejszy artykuł piszę z punktu widzenia fotografa, przyrodnika i przewodnika. Jest on więc dalece subiektywny i może stać w opozycji wobec części treści zamieszczonych w internecie.
Pamiętajcie, że Japonia ma w sumie 3000 km długości i rozciąga się z południa na północ, a co za tym idzie pory roku, klimat i pogoda jest różna dla różnych jej regionów. Ja skupiam się na centralnej części Japonii, tej najbardziej turystycznej. W uproszczeniu przyjmijmy, że większość tego co opisuję dotyczy regionu pomiędzy Osaką i Tokio.
Na dalekiej, południowej Okinawie nawet zimą jest +20 stopni, a na północy jak w zawsze nadchodzi zima. Z grubsza opiszę cały rok, a Wy sami spróbujcie wybrać. Oto mój subiektywny kalendarz japońskich atrakcji przyrodniczych.
- Nowy Rok
- Zima
- Kwitnące śliwy
- Kwitnące wiśnie
- Glicynie (Wisterie)
- Porcelanki (Nemophyla)
- Golden Week (majówka)
- Sadzenie ryżu
- Pora świetlików
- Kwitnące Hortensje
- Pora deszczowa
- Lato, cykady, festiwale, fajerwerki
- Obon (święto zmarłych)
- Pora tajfunów
- Żółte Miłorzęby
- Czerwone Klony
Sylwester i Nowy Rok
Jeśli planujecie jechać do Japonii na Nowy Rok, zobaczyć piękne fajerwerki, wziąć udział w wielkomiejskiej zabawie sylwestrowej itd, to pomyliliście adres. Nowy rok w Japonii jest świętem rodzinnym, jak dla nas Boże Narodzenie. W sylwestra je się makaron soba, a później idzie do buddyjskiej świątyni uderzyć w dzwon 108 razy. I tyle. W pierwszym dniu nowego roku wypada wstać na wschód słońca (choć nie jest to konieczne) i znów iść do świątyni, wylosować wróżbę, kupić odpowiednie amulety Omamori i to by było na tyle. Dla turysty żadna radość.
Pogoda jest znośna. Raczej słonecznie, śnieg pada tylko w górach i na prowincji. Na szlaku turystycznym wystarczy lekka kurtka. Omijajcie tradycyjne noclegi, bo mogą być nie ogrzewane. W hotelach ogrzewa się klimatyzacją (jest ciepło w całym pokoju), a w ryokanach piecykiem naftowym (jest ciepło tylko przed piecykiem).
Zima (styczeń/luty)
Jechać do Japonii w zimę to mimo wszystko całkiem fajny pomysł, o ile nie przestraszysz się nietypowych form ogrzewania w tym kraju.
Zima w Japonii jest zupełnie różna, w zależności od tego, gdzie pojedziemy. W głównych miastach raczej jej nie ma. A śnieg w Tokio, czy Osace potrafi zaskoczyć nawet najstarszych wyspiarzy. Od lat marzę o tym, by mieć szansę sfotografować Kioto w śniegu.
Tymczasem, na północnej wyspie Hokkaido odbywa się festiwal śniegu. Tam zima jest długa i sroga, a w domach mają centralne ogrzewanie. To oznacza, że na Hokkaido wiedzą co to zima.
Natomiast w Alpach Japońskich zdarzają się najobfitsze opady śniegu na świecie! To raj dla miłośników białego szaleństwa i romantyków kochających biel krajobrazu. Zapomnijcie o lodowcach Austrii, czy północnych Włoch. Japonia, to jest to.
A w tym samym czasie na południowych wyspach prefektury Okinawa można taplać się w oceanie przy przyjemnych 20-22 stopniach. Oczywiście dla miejscowych to zima i oni chodzą w swetrach, a do wody nawet się nie zbliżają. Ale dla nas, to piękny okres. Letnie wakacje w czasie ferii zimowych. Rewelacja.
Śliwy (luty)
W środkowej części kraju, w lutym zaczynają kwitnąć śliwy. Dla niewtajemniczonych są nie do odróżnienia od wiśni. Jeśli chcecie zobaczyć piękne kwiaty na drzewach, jednocześnie cieszyć się brakiem tłumów, to jest bardzo dobry czas na wyjazd do Japonii. Na śliwach oprócz kwiatów można spotkać zielone ptaszki wielkości wróbla – Mejiro. Ich zdjęcia są zawsze hitem instagvrama i zwiastunem, że wiosna jest tuż za rogiem.
W miejscach takich jak świątynia Kitano Tenmangu w Kioto, czy Zamek Osaka, są piękne sady obsadzone tysiącami śliw kwitnącymi na różne kolory i w różnych porach. Japończycy kochają wiśnie, ale prawdziwi koneserzy doceniają Śliwy.
Wiśnie (marzec/kwiecień)
O hanami, czyli okresie podziwiania kwiatów wiśni, chyba nie trzeba za dużo mówić. Każdy słyszał i wie. Na przełomie marca i kwietnia przez cały kraj, od południa na północ, przesuwa się front kwitnienia wiśni. Na prognozy gdzie i kiedy zakwitną wiśnie czeka nie tylko 128 mln Japończyków, ale także miliony turystów. Pierwsze wiarygodne prognozy pojawiają się na początku stycznia. Kilka dni później kupienie biletu lotniczego, żeby jechać do Japonii zaczyna robić się problematyczne, bo chętnych jest bardzo wielu.
Przełom marca i kwietnia jest bardzo przyjemny termicznie. W dzień wystarczy T-shirt a wieczorem bluza, lub lekki sweterek. Jednak to nadal zdradliwa pora i bywa, że ni stąd ni z owąd wiśnie pokryje szron.
Glicynie (kwiecień/maj)
Kiedy przeminą wiśnie, tłumy na jakiś czas się zmniejszają. Turystów ubywa, cieszą się tacy wariaci jak ja. W rabatkach i przychodnikowych strefach zieleni kwitną Azalie. Ale w potyczce o uwagę miłośników natury zdecydowanie przegrywają z Glicyniami. Ich pnącza tworzą piękne fioletowe lub białe girlandy, sięgające nawet metra długości. Zdjęcia kwiatów zalewają w tym czasie media społecznościowe. Aż chce się pojechać do słynnych parków i grodów, gdzie pielęgnowane od dziesięcioleci krzewy utworzyły roślinne tunele.
Porcelanki (kwiecień/maj)
Niemal w tym samym czasie piękne niebieskie łąki tworzą Porcelanki (Nemofilie), o których pisałem w poprzednim poście. Ten widok wart jest każdych pieniędzy i straty każdej możliwej jednostki czasu. Usiąść nad oceanem, na łące Nemophilii, pod błękitnym bezchmurnym niebem…
Golden Week (maj)
Golden Week, czyli po naszemu majówka. To ciekawy moment, żeby pojechać do Japonii. Zwłaszcza, że wypada w tym samym okresie, co w Polsce. Golden Week zaczyna się w ostatnich dniach kwietnia.
Tłumy wtedy są niesamowite. W pociągach ledwie jest miejsce żeby oddychać, bo korzystając z kilku dni wolnego Japończycy jadą wszędzie, gdzie tylko widać kawałek natury. W tym czasie, poza Glicyniami i Porcelankami możecie podziwiać latawce w kształcie karpia powiewające na wietrze, to symbol dnia dziecka, który obchodzony jest 5 dnia 5 miesiąca.
Ponieważ wszyscy wyjeżdżają, to może być dobry czas na zwiedzanie miast. Trzeba tylko sprawdzić, które atrakcje są zamknięte, bo niestety muzea też mają wolne.
Pola ryżowe (koniec maja)
W połowie maja zalewane są pola tarasowe i nastaje czas sadzenia ryżu. Jednak nie każdemu turyście dane będzie poznać te widoki. Tradycyjnych pól ryżowych wcale nie ma tak wiele, nie są blisko miast, a dostanie się tam wymaga odrobiny cierpliwości.
Świetliki (maj/czerwiec)
Pod koniec maja pojawiają się świetliki i po raz kolejny mieszkańcy tych wysp wpadają w amok podziwiania natury. Instagram roi się od zdjęć świecących kropek i linii, a tam gdzie świetlików nie ma są sprowadzanie. Na przykład pod Umeda Sky Building lub do Taikoen w Osace.
Dwa japońskie gatunki świetlików nazwano na cześć znamienitych rodów Genji i Heike walczących ze sobą i władających Japonią w XII wieku. Genji są większe i pojawiają się pierwsze. Heike niemal dwa razy mniejsze obejmują noc we władanie tuż przed porą deszczową.
Hortensje (czerwiec)
Hortensje kwitną na różowo i na niebiesko. Ponoś samurajowie okresu Edo gardzili tymi kwiatami, bo w zależności od warunków glebowych zmieniały swój kolor. A samuraj nie powinien być zmienny, honor mu na to nie pozwalał. Dziś chyba już się nimi nie gardzi, bo sadzone i podziwiane są wszędzie. Kwitnące Hortensje zwiastują nadchodzącą porę deszczową.
Pora deszczowa (czerwiec/lipiec)
W porę deszczową Tsuyu, nie polecam jechać do Japonii. To czas kiedy teoretycznie przez cały miesiąc ciągle pada, choć na dwoje babka wróżyła. Tsuyu przychodzi zwykle w czerwcu, ale coraz częściej spóźnia się i pojawia na przełomie czerwca i lica. Znam szczęściarzy, którzy w tym czasie ani razu nie zmokli, znam i takich, co nigdy nie wyschli. Sam należę do tych, których przygodny raczej nie omijają. Kiedy przygotowany na wszystko, wędrowałem po japońskiej wsi polując na fotograficzne plenery, dopadł mnie deszcz. Deszcz tak gwałtowny, że nie umiem go opisać. Trwał minutę, no… może półtorej. Poziom wody w przydrożnych strugach z kilku centymetrów podniósł się nagle do metra. Moje plecy i nogawki z tyłu, choć chronione plecakiem, były całe mokre. Nim zdążyłem się schować pod wypatrzonym daszkiem, deszcz ustał. A ja byłem suchy z przodu i kompletnie mokry z tyłu. Nie wiem jakim cudem.
Innym razem deszcz zaczął się spokojniej i trwał wiele godzin. Padało tak intensywnie, że wodoodporny plecak fotograficzny się poddał, a schowany w nim aparat przez dwa kolejne dni się suszył. Do dziś nie odzyskał pełnej sprawności. Wodoodporna peleryna okazała się nieodporna na japoński deszcz i nie miałem na sobie ani jednego centymetra kwadratowego suchego ubrania. Zapasowe ubrania w plecaku były równie mokre. Taki deszcz łamie prawa ludzkie i boskie, ale najwyraźniej nie japońskie…
Cykady – dźwięk lata (lipiec i sierpień)
Wraz z zakończeniem deszczowego miesiąca przychodzi lato. A z nim cykady. Jazgot cykad budzi o świcie, wwierca się w mózg cały dzień i kiedy na noc cichnie, dopiero zaczynamy słyszeć własne myśli. Będąc w Japonii latem, można ten dźwięk znienawidzić po wsze czasy. Ale słysząc go później w telewizji staje się dziwnie miły… Lipiec w Japonii jest w miarę znośny, przynajmniej na początku. Niestety każdy kolejny dzień jest trudniejszy do zniesienia.
Czy warto jechać do Japonii latem?
Lato w Japonii to piękny okres dla osób ciepłolubnych. Poza cykadami, jest to czas festiwali Matsuri okraszonych licznymi pokazami fajerwerków, święta Tanabata i Obon. Jeśli chcesz zobaczyć Japonię przez pryzmat jej najzabawniejszego oblicza, to lato jest najlepszym wyborem. Muzyka, tańce, procesje, jedzenie, fajerwerki, tłumy… Latem zobaczysz wszystko, co do tej pory widziałęś tylko na filmach. Jest tylko jedna rzecz, której nie znasz z filmów. Przeraźliwie wilgotny, lepki upał. Wysoka wilgotność i temperatury odczuwalne o 10 – 12 stopni wyższe niż te wskazywane przez termometr.
Do azjatyckiego lata, wilgotnego, przyklejającego się do skóry, żadna Grecja, Tunezja, czy Egipt nie mogły Cię przygotować.
Azjatycki upał jest taki, że kiedy w naszym mieszkaniu klimatyzacja ustawiona była na 29 stopni, powrót do domu wywoływał wystąpienie gęsiej skórki i uczucia przeszywającego do kości zimna. Tak! 29 stopni można odczuwać jako zimno. Ale bez klimatyzacji pot nigdy nie schodzi z czoła, ubrania po praniu nie wysychają, a mózg nie chce pracować. Przyzwyczajenie się do temperatur odczuwalnych na poziomie 45 – 47 stopni zajmuje mi zwykle pół lata. Nie wierzcie prognozom pogody, jeśli pokazują 34 stopnie, bo jest to tylko temperatura powietrza, ale przy wilgotności 80% poczujecie się jakby było 47 stopni. Jechać do Japonii w tym czasie, to prawdziwe wyzwanie. Cały dzień i całą noc jest gorąco, bo kiedy słońce znika za horyzontem, to nic się nie zmienia. Nie jest ani trochę chłodniej. Woda w kranie ma 35 stopni, więc zimny prysznic, nie jest metodą na ochłodę. A na dodatek wycieranie się po prysznicu pozostawia zagadkę, czy ręcznik już nie chłonie, czy może już się spociłem?
Jedynym ratunkiem jest klimatyzacja. A jedyną rekompensatą wspaniałe widoki.
Obon (sierpień)
Choć święto zmarłych – Obon, trwa tylko 3 dni, a najbardziej spektakularnie obchodzony jest 15 sierpnia, to na festiwale związane ze świętem można trafić dużo wcześniej i trochę później. Święto zmarłych różni się od innych świąt tym, że wtedy wszyscy wracają w rodzinne strony. O ile w majówkę w pociągach są tłumy, to w święto Obon tłumy są już przy wejściu na stację. A kiedy już wszyscy dojadą, gdzie chcieli jechać, wtedy tańczą. Bon’odori – taniec dla duchów, to krótkie sekwencje ruchów, które powtarza się chodząc w kręgu tak długo, jak gra muzyka. Zwykle długo. To bardzo radosne święto.
Przyjemność z uczestnictwa w święcie Obon mogę porównać tylko z przyjemnością wizyty u babci, na spontanicznie zrobione pierogi. Jedno co mogę poradzić, to nie wstydźcie się i zatańczcie.
Pora Tajfunów (wrzesień)
Wraz z początkiem września, kiedy temperatura spadnie poniżej 30 stopni, w radio pojawia się komunikat: „lato się skończyło”.
Trzeba mieć skośne oczy i skrzywiony obraz świata, żeby uważać, że to koniec lata. Wrzesień nadal jest upierdliwie gorący, a na dodatek to pora Tajfunów. Choć zaczyna się ona już w sierpniu, to największe nasilenie ich występowania przypada na wrzesień i początek października. Nie jest to najlepszy moment, aby jechać do Japonii, ale jeśli będziecie trzymać się miast, a do tego macie szczęście i trochę rozsądku, to raczej nic Wam nie grozi. Musicie tylko liczyć się z tym, że czasem pociągi mogą nie jeździć, więc lepiej mieć bazę w dużym mieście jak Osaka czy Tokio, gdzie 2-3 dni uziemienia to jeszcze nie katastrofa.
Silny deszcz i jeszcze silniejszy wiatr przychodzi od południowego zachodu. Osaka jest w tym szczęśliwym położeniu, że większość Tajfunów ją omija. Ale nie wszystkie. W 2018 roku Tajfun Jebi był największym od ćwierćwiecza i spowodował kolosalne szkody. Zalał lotnisko Kansai na sztucznej wyspie pod Osaką. Na parę dni utknęło tam kilka tysięcy osób, bo zerwany z kotwicy statek uszkodził most łączący lotnisko z lądem. Na dworcu w Kioto szklane panele dachowe spadły na podłogę z wysokości 12 pięter. W skutek tajfunu zginęło 11 osób, 600 zostało rannych, a dwa tygodnie później przyszedł Tajfun Trami, równie silny, choć na szczęście szedł nieco inną ścieżką i okazał się mniej niszczycielski.
Kiedy nadchodzi duży Tajfun loty samolotów są wstrzymywane, a ruch na ulicach maleje. Najlepsza rada jaką mam, to słuchajcie się miejscowych. Jeśli recepcjonista w hotelu proponuje przedłużenie pobytu, to nie po to, żeby Was naciągnąć. W Japonii naciąganie nie jest sportem narodowym.
Żółte miłorzęby (październik/listopad)
Złota japońska jesień jest od naszej, polskiej nieco bardziej przewidywalna, bo słoneczna. Tajfuny minęły, do zimy jeszcze daleko, turyści wyjechali. To czas kiedy miłorzęby, starożytne drzewa odporne na ogień, zaczynają się żółcić. Miłorzęby zdobią świątynne place, zamkowe ogrody, przydrożne aleje. Tak jak kwitnienie śliw poprzedza szał na kwitnące wiśnie, tak żółcenie się miłorzębów poprzedza Momijigari.
W listopadzie Japonia normalnieje, choć nie do końca.
Momiji – czerwone klony (listopad/grudzień)
Jesiennym odpowiednikiem Hanami (podziwiania kwiatów wiśni), jest Momijigari (polowanie na czerwone liście). Klony palmowe Acer palmatum (często mylone z Klonami japońskimi Acer japonicum, które są zupełnie innym gatunkiem, równie pięknym, lecz nie tak kultowym) przygotowują się do zimy. Ich liście przed opadnięciem na ziemię zmieniają kolor na wszystkie odcienie pomarańczu i czerwieni, aż po bordo. Czerwień w Japonii symbolizuje wschodzące słońce i chroni przez złymi mocami, jak słońce chroni przed ciemnością.
Polowanie na liście przybiera podobny charakter do podziwiania wiśni. To świetny moment aby jechać do Japonii. Jest to drugi najpopularniejszy termin wycieczek. I nie ma w tym nic niezwykłego, bo krajobraz w tym okresie jest dosłownie nadzwyczajny. Kiedy myślę o typowo japońskim pejzażu pierwszych kilka obrazów jakie pojawia mi się w głowie, to miejsca ozdobione czerwienią jesieni. To znaczy, że najsłynniejszy krajobraz Japonii (kwitnące wiśnie) wcale nie jest tym, który najbardziej zapada w pamięć.
Kiedy przychodzi jesień, telewizja i gazety prognozują gdzie i kiedy będzie najbardziej czerwono. A kiedy przychodzą te dni, najsłynniejsze świątynie i parki z klonami przeżywają prawdziwe oblężenie. W Kyoto możemy podziwiać Momiji w listopadzie, ale w Tokio dopiero w grudniu. Przyjeżdżając do Japonii w najmniej oczywistym czasie, możecie zaliczyć jeden z najpiękniejszych okresów w roku.
Jeśli podobał Ci się ten post, skrobnij komentarz, a najlepiej zasubkskrybuj nasz blog. Zostaw swój adres email, a my powiadomimy Cię o kolejnych wpisach o tym: co, kiedy i dlaczego warto zobaczyć w Japonii.