Japonia powitała nas kapciami. Tak samo jak poprzednio, zaraz za progiem naszego pokoju czekały dwie pary nowych, eleganckich, pachnących i przyjemnych w dotyku kapci. Ponieważ jeszcze pamiętam rozterki z poprzedniej do Japonii podróży, to dziś jest łatwiej. Ale wtedy było tak:Czy jest sens je zakładać? Genkan, czyli przedsionek, ma powierzchnię dwóch, może trzech łokci kwadratowych. Dalej są maty tatami, a po nich raczej chodzi się bez kapci. Chyba. Pamiętam tę pierwszą myśl, na widok kapci: „gdzie ich używać?”.
Czyżby służyły tylko do chodzenia po przedsionku, czy może jednak do chodzenia po tatami. Wydawało mi się, że przeczytałem o tym kraju wszystko i jestem taaaaki mądry, wiem, genkan służy do zdejmowania butów… A tymczasem zgłupiałem, zostałem pokonany już na wstępie. Sylwia rozłożyła ręce, myślała to samo co ja. Czyli zgodnie wiedzieliśmy, że nic nie wiedzieliśmy. Gdybym jej nie zapytał, to zadziałałyby odruchy. Odruchy, których nabrała w poprzednich latach bywając w Japonii. Noszenie kapci jest jak oddychanie, wszystko działa dobrze, aż zaczniemy o tym myśleć.
Budynek, w którym znajdowało się nasze mieszkanko, to tak naprawdę dwa budynki. Jeden za drugim. Ten drugi nie przylega do żadnej drogi, więc wchodzi się do niego poprzez budynek, który takie połączenie posiada. Nie wiem, czy to zrozumiały opis. Ale patrząc na ten układ architektoniczny od wewnątrz też tego nie rozumiałem. Japonia, nie zawsze ma być zrozumiała, czasem trzeba zaakceptować rzeczy takimi jakie są i o nich nie myśleć.
Ale do rzeczy. Pierwszy budynek ma betonową posadzkę. Drugi drewnianą, na lekkim podwyższeniu, żeby zaznaczyć różnicę. Taki genkan na zewnątrz. Drzwi naszego „apartamentu” jap. アパトー są tuż za schodkiem, czyli w budynku nr 2. Tam też zdjęliśmy buty. Wskoczyliśmy do środka bez kapci, założyliśmy je tylko po to, żeby zdjąć i tak to mniej więcej wyglądało, aż przyszła pora skorzystać z łazienki. Wpadliśmy na genialny pomysł, wykorzystamy nasze kapcie, żeby chodzić po korytarzu. Najwyżej wywołamy skandal dyplomatyczny i zgorszenie sąsiadów.
Okazało się, że tak właśnie należało postąpić.
Oczywiście w łazience pod groźbą nagłej zagłady naszej planety, nie wolno chodzić w kapciach domowych/korytarzowych. Tam należy założyć kapcie łazienkowe, czyli w tym wypadki zwykłe klapki. Przy wyjściu klapki ustawia się piętami do zewnątrz, żeby następnym razem wejść do łazienki bez potrzeby obracania się, by założyć kapcie. Jestem leniwy, więc w przeciwieństwie do Sylwii, nie obracam kapci po wyjściu. Wychodzę tyłem. Jeszcze tego brakowało, żebym się schylał… Co to, to nie.
Któregoś dnia przed naszym mieszkaniem pojawiła się kartka z wielkim napisem, który wyglądał mniej więcej tak: „Deer Alien please your shoes here take off „. Nie ważne, co tam jest napisane, ważne, co autor miał na myśli, czyli: „zdejmij buty bezmózgi cudzoziemcze, kosmito chowany w stodole i nie nauczony dobrych manier”. Wtedy pierwszy i na razie jedyny raz poczułem się obrażony w Japonii. Przecież właśnie w tym miejscu od zawsze zdejmujemy buty. Następnego dnia wszystko się wyjaśniło. Dopadł mnie sąsiad, który gnąc się w pokłonach ostrzegał, że musimy zamykać drzwi na klucz, bo na naszym piętrze zamieszkali gaijini. Chciałem mu powiedzieć, że owszem, mieszkamy tu już jakiś czas, że zamykanie mieszkania na klucz z naszego powodu nie jest konieczne, że w ogóle co on sobie myśli? Na szczęście nie umiałem, bo jemu chodziło o innych gaijinów, takich… z Ameryki (wyszeptał to, jakby sam diabeł mógł podsłuchiwać). I poprosił, żebym sprawdził, czy napis jest poprawny, bo mimo wszystko „nowi” nie zdejmują butów.
„Bo to jelenie” – pomyślałem złośliwie, nie mówiąc tego na głos. Okazało się, że to nawet nie amerykanie, tylko australijczycy. Zawsze myślałem, że to fajni ludzie, a jednak butów zdjąć nie potrafią.
Poza Osaką przygód z kapciami było znacznie więcej.
Podczas wizyty w jakiejś świątyni dostaliśmy reklamówki, żeby schować do nich buty. Po świątyni chodziliśmy boso, nosząc buty w torebce. W innej świątyni buty zostawiliśmy na stojaku i dostaliśmy kapcie, a w Zamku Himeji dostaliśmy kapcie i torebki na buty. W zamku! Wyobrażacie sobie zwiedzanie zamku w Malborku w kapciach i z reklamówką na buty w garści?
W restauracji schowaliśmy buty w zamykanej na kłódkę szafce i dostaliśmy wygodne, lekko ekstrawaganckie kapcie, które podkreślały fakt, że to nie jest byle knajpa, a ekskluzywna restauracja kaiseki. Podczas zwiedzania przyległego do restauracji ogrodu zmieniliśmy kapcie restauracyjne, na ogrodowe.
Na wolontariacie dostaliśmy super ciepłe futerkowe kapcie, które służyły tylko do chodzenia po kuchni i przedpokoju, bo wszystkie pomieszczenia mieszkalne były wyłożone matami tatami, czyli chodziło się po nich w skarpetkach.
Tam też dwukrotnie zaliczyłem wpadkę, wychodząc z toalety „na salony” w kapciach łazienkowych. Na szczęście to była głęboka prowincja, czym tłumaczę sobie fakt, że Ziemia nie wypadła z orbity. Za pierwszym razem zauważyła tylko Sylwia i szybko mnie uratowała znaczącym chrząknięciem, a drugim razem sam się zorientowałem, niestety zauważył mnie kot i dość znacząco na mnie spojrzał. Ach, te japońskie koty.
Zastanawiałem się, co by się stało, gdybym wszedł do łazienki bez kapci…
Nie stało się nic, co mógłbym zauważyć. Ale ponieważ w tym kraju każdy przedmiot i element krajobrazu ma swojego Kami (boga / ducha opiekuńczego), mogłem obrazić całą rzeszę bogów, a z nimi lepiej nie zadzierać, bo trudno się bronić przed zemstą bytu niematerialnego. Na wszelki wypadek nie powtórzyłem eksperymentu.
Przyzwyczaiłem się do tych kapci, do tego stopnia, że dziwnie się czułem w hostelu w Kioto, gdzie nie było żadnych kapci. Żadnych! Nawet do łazienki…
Janusz
To dopiero awans społeczny, jak stajesz się swojskim gaijinem, którego ostrzega się przed innymi gaijinami! Ja bym się popłakała ze szczęścia i dumy 😀
Co do kapci, to dla mnie ciężki temat. Ogólnie jestem na tak, rozumiem i popieram, poza tym, że nie lubię kapci. To taki mój wewnętrzny konflikt. Te łazienkowe to już w ogóle mam wrażenie, że są jakieś fuj.
Czy Wy właśnie polecieliście do Japonii? A co z kotem?
Przyjechaliśmy do Japonii. Po kota wracam w marcu, jak już dojedziemy do Ōsaki.
Kapcie doceniam kiedy jest zimno. Na codzień chodzę boso. Ale wczoraj widziałem Japończyka, który biegał nad rzeką na bosaka.
Super! Miłego pobytu i po cichu liczę na dużo wpisów i jeszcze więcej zdjęć 🙂
Będą wpisy. Zdjęcia też. Może nie codziennie, ale często.
Ale zamieszanie z kapciami. Bardzo ciekawa sprawa, pogubić się można 😉
Jak zwykle, trudność tkwi w teorii. Praktyka jest prosta.