Naszym głównym celem w Kobe była dzielnica cudzoziemców, albo dzielnica europejska. W różnych przewodnikach różne są nazwy. Ale miejsce to samo. Kitano-cho znajduje się „daleko” od morza, na wzgórzach.
Kiedy grywałem w strategie typu Settlers, czy Age of Empires, zawsze pierwszym podstawowym pytaniem było: jaką nację wybrać? Zwykle wybierałem tę, z którą sympatyzowałem w prawdziwym świecie, godząc się na pewne ograniczenia i bonusy z tego wynikające. W Kobe przekonałem się jakie ograniczenia mają Japończycy. Zwyczajnie nie potrafią, (albo nie chcą) budować na wzgórzach. To tłumaczy, dlaczego prawie cała ludność tego kraju mieszka w wąskim pasie przybrzeżnym. Na wzgórzach za miastem pozostaje więc sporo przestrzeni do wykorzystania. Przybyszom zza mórz budowanie na nierównym terenie nie przeszkadza. Przybysze mięli gdzie zamieszkać. Osiedlili się na wzgórzach, dzięki czemu stworzyli swego rodzaju międzynarodową enklawę.
Kobe, to miasto, które kształtem przypomina polskie górskie wioski. Jest wąskie i długie. Z jednej strony ograniczone przez morze, z przeciwnej przez góry. Rozrastać mogło się tylko na osi wschód-zachód.
Patrząc na mapę w przewodniku wyznaczyliśmy kurs do dawnej dzielnicy cudzoziemców. Idąc w stronę Flower Road, głównej ulicy miasta, mijaliśmy kilka rzeźb. Fajny pomysł, szkoda, że te rzeźby nie tworzyły jakiegoś logicznego cyklu, ale i tak wyglądają przyjemnie. Dla Japończyków pewnie są tak samo egzotyczne, jak dla mnie palma w centrum Warszawy.
Dotarliśmy do miejsca, które zaznaczono na mapie, ale nie było tam nic, poza kwiecistym zegarem. Skrzyżowanie i wielkie biurowce i ratusz. Absolutnie nic więcej. Trochę nas to wkurzyło. Kolejny błąd w nawigacji. Po wnikliwej analizie opisu w przewodniku zrozumieliśmy, że „Dawna dzielnica cudzoziemców”, to nie to samo, co „dzielnica cudzoziemców”. Może kiedyś żyli tu obcy, ale było to dawno. W końcu Kobe handlowało ze światem zewnętrznym od tysiąca lat.
Z tego miejsca było już blisko do centrum, gdzie postanowiliśmy złapać autobus. Ale 20 minut czekania…
Nie, nie czekamy. Idziemy. W 20 minut powinniśmy dojść na miejsce. Kawał drogi pokonaliśmy podziemnym przejściem.
Na powierzchni droga wiodła pod górę. Co znaczyło, że dobrze idziemy.
Dotarliśmy do Kitano-cho. I co?
W samym środku dzielnicy jest placyk z widokiem na całe nowoczesne miasto.
A wszędzie w koło mamy kosmos architektoniczny. Holandię, Anglię, Hiszpanię i San Francisco. Kościoły katolickie, protestanckie, synagogi, meczet, nawet świątynie hinduską. Wąskie ścieżki, europejską zabudowę, napisy w alfabecie łacińskim. Zupełnie inny świat. Nie będę opisywał, bo widać na zdjęciach. Miłego oglądania.
Nie ma wątpliwości, że jeszcze tu wrócimy. Za dnia. Zwiedzimy Kobe jak należy. Przygotowani.
Kiedyś…
Oby niedługo.
Piękne zdjęcia i ciekawa okolica! Czuć klimat nocnego spaceru. Zazdrość. Bardzo 🙂
Dzięki.
Spacer był w trochę nerwowym tempie, bo nie wiedzieliśmy o której mamy ostatni pociąg do Osaki. Ale W Samym Kitano-cho faktycznie zażyliśmy trochę relaksu. Najbardziej zazdrościłem widoków z okien, tym którzy tam mieszkają. Niektóre domy są fenomenalnie usytuowane. Widać to np, na zdjęciu, którego połowę stanowi dach i gałęzie. Przed tym domem jest mały ogródek. Ach, gdybym tylko miał odwagę przeskoczyć przez murek i wejść komuś do ogródka… Byłyby genialne fotki.
Jak zwykle fajne fociszony 🙂
W Hakodate również na wzgórzu jest dzielnica stworzona przez obcokrajowców. Budynki i świątynie tworzą fajny klimat.
Pozdrawiam
Dzięki za frazę „jak zwykle…”. Jak moje zdjęcia się komuś podobają, to chce mi się je robić.
O tym, że na wzgórzach budują cudzoziemcy przeczytałem dopiero w Kobe. Jak się nad tym zastanawiałem, to faktycznie tak jest. Nawet jeśli są budynki na wzniesieniu, to akurat na płaskim jego fragmencie.
Proszę 🙂
Co do budownictwa to chyba w 100% nie mogę się zgodzić z tym, że Japończycy nie potrafią budować na wzgórzach. Za przykład świątynia Yamadera na północy Honsiu. Aczkolwiek nie jest to często spotykane.
Pozdrawiam
Niesamowicie to wygląda. Niby znajome budowle, a jednak jest coś innego. Japonia zadziwia na każdym kroku. 😀