Gion, to nie jedna atrakcja turystyczna, a cała dzielnica. Wszystkie przewodniki piszą o tym, że to dzielnica gejsz i tradycyjnych restauracji. Mamią zdjęciami bardzo egzotycznych uliczek, i pieknych dziewcząt w kimonach. Po prostu trzeba tam być.
Pierwsze podejście do Gion, zrobiliśmy, bo nie chciało nam się wracać do hostelu. Z rana pojechaliśmy do Fushimi Inari i spędziliśmy tam kilka godzin na spacerowspinaczce pod bramami tori.
Na stacji kolejowej byłem zaskoczony, że 99% turystów wraca do centrum Kioto, zamiast jechać z nami do Uji, zobaczyć Byodoin i napić się najlepszej, miejscowej herbaty.
Wieczorem postanowiliśmy zobaczyć Gion. Nocą 😉 A następnego dnia jak starczy czasu, to w świetle dnia.
Mapa w googlach, to przydatne narzędzie, ale w Kioto tyle razy nas oszukała, że niech ją szlag. Wszystko przez to, że szukałem na niej dzielnicy, a nie konkretnego miejsca. No i pokazała jakiś fragment dzielnicy. W Arashiyamie było podobnie. Pokazała górę, zamiast tego o czym myślałem. Musze się nauczyć myśleć jak komputer.
Trafiliśmy przed Yasaka Shrine i mapa twierdziła, że to już. Możemy się przespacerować Shijo Dori w stronę rzekii będziemy mięli Gion zaliczony.
Ale to nie wyglądało, jak zdjęcia z przewodnika, więc postanowiliśmy sami poeksplorować. Ostatecznie znalaźliśmy coś przypominającego, to czego szukaliśmy. Tatsumi Daimyojin i restauracje nad Shiragawa Minami-dori. Nic Wam te nazwy nie mówią i nic nie szkodzi.
Wróciliśmy do domu trochę zawiedzeni.
Gion, podejście drugie.
Wracająz z Heian Jingu poszliśmy mniej więcej w stronę Kiyomizudera. Po drodze zwiedzając buddyjskie świątynie rosnące tu w ilościach hurtowych. A jedna większa od drugiej.
Przypadkiem trafilismy tam, gdzie mięliśmy trafić poprzedniego wieczora.
Dziewczyny w kimonach, to nie gejsze. To turystki, głównie z Korei, czasem z Chin, które tłumnie oblegają wypożyczalnie kimon, by pospacerowac sobie po okolicy w tradycyjnym japońskim stroju. Od japonek różnią się tym, że kimona z wypożyczalni są kolorowe i kwieciste. Zupełnie nie pasujące do pory roku.
Zrobiło się romantycznie i egzotycznie. Wąskie uliczki, drewniane budynki, wszystko jak trzeba. Chodziliśmy po Gionie, aż się ściemniło.
Chciałem jeszcze znaleźć się na Yasaka dori, której zwieńczeniem jest pagoda Yasakan0-to. Plakat z tą pagodą mięliśmy w naszym pokoju w hostelu. Na plakacie jest wielki księżyc w pełni.
Udało się. Bez księżyca, ale dzięki temu mniej festyniarsko.
Gion, kiedy już go znaleźliśmy, nie rozczarował. Było uroczo, choć trochę tłoczno. Poczuliśmy się spełnieni. A idąc za tłumem doszliśmy do Kiyomizudera. Ale to temet na inny wpis.
Gion, podejście trzecie.
W dniu powrotu do Osaki poszliśmy jeszce raz połazić po Gionie. Tym razem trafiliśmy na fotografa i dwie modelki ustylizoweane na Maiko. Zrobiłem zdjęcie dnia, choć łatwo nie było. Znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie, to jedno. Ale wykorzystać to, to już coś innego. Położyłem się na krawężniku i czekałem na tę jedną wymarzoną chwilę. Aż turyści się rozstąpią, a dziewczyny ładnie zapozują. Nie mnie pozowały, ale co tam, też skorzystałem. Jak już kiedyś wspominałem, bogowie fotografii mnie lubię, więc wszystko się udało.
Jedno ze zdjęć, które zrobiłem w Gion, ozdobiło laptopa Sylwii. Zdjęcie przedstawia wystawę w sklepiku z pamiątkami. A w zasadzie mały fragment tej wystawy.
Widzę, że zdecydowanie muszę dać Kyoto jeszcze jedną szansę 🙂
Nie ukrywam, że ten wpis zainspirowałaś porannym podsumowaniem.
https://cobytuteraz.wordpress.com/2016/10/30/japonia/
Hahaha, tym w którym Gion nazwałam moim największym rozczarowaniem.
Dzięki za ten wpis, bo zobaczyłam dzielnicę Gion taką, jaką chciałabym zobaczyć. Teraz już wiem, że to nie Gion mnie rozczarował, tylko zły dobór trasy. Zabawne, że to czym Wy byliście zawiedzeni, zrobiło na mnie największe wrażenie (niestety osobiście tam nie dotarłam).
Nie tyle byliśmy zawiedzeni tym co znaleźliśmy, ile tym że nie znaleźliśmy nic więcej. To bardzo ładne miejsce. A z sakurą to musi wyglądać tak pięknie, że chyba jest nielegalne.
Miejsce wydaje sie piekne. Zdjecia przecudne. Z tymi gejszami to widze, ze jak z dublinskim Temple Bar: w przewodnikach pisza ze trzeba pojsc, ale dublinczyka tam nie doswiadczyc. 😉
Miejsce jest faktycznie piękne. Gejsza nie rzuca się w oczy i nie wychodzi za dnia 😉 Maiko (kandydatka na gejszę) rzuca się w oczy, ale ponoć strasznie trudno jest taką upolować aparatem. Mają sposoby, by byle kto nie zrobił im zdjęcia. Prawdziwej Geiko, ani Maiko nie widziałem. Pewnie trzeba wiedzieć gdzie i kiedy szukać.
Idzie się w tych zdjęciach zakochać 🙂
Dzięki. Nie ukrywam, że tęsknię za tymi miejscami.
No to może pojedź jeszcze raz? 😉
Pojadę i to ale nie raz.
Mi w Gion przeszkadzały tłumy turystów na siłę szukających Gejsz przeciskających się pomiędzy samochodami i autokarami. Przez to ta dzielnica traciła klimat.
Jednego wieczora przejeżaliśmy przez jakąś ciemną boczną uliczkę pod jedną z restauracji pojechała taksówka. Za przesówanych drzwi wyszła z pełną gracją dama w kimonie i kwiatami we włosach. Grzecznie przywitała się z kierowcą i powoli odaliła się w mrok pustej uliczki.
Staliśmy jak wryci obserwując tą scenę.
Co do Kioto to podobnie jak Anoia z jednej strony miasto nie do końca nas zachwyciło ale z drugiej strony spowodowało, że chcemy do niego wrócić i poznać dokładniej.
Coś jest z tym miastem nie tak. Ja też chcę je zobaczyć jeszcze raz. Poznać lepiej i zrozumieć. Ale było wiele miejsc w Japonii, gdzie czułem się lepiej niż w Kioto. Tam czułem się jak turysta w negatywnym znaczeniu. Turystów w Nowy Rok było sporo, ale nie aż tak jak opisujesz.
Jeździliście po Gion na rowerach?
Scena z dziewczyną w kimonie, powinna zostać lekko rozwinięta. Np o letni ciepły wiatr, wschodzący księżyc, zapach grillowanego węgorza. Zbuduj napięcie, a w decydującym momencie dziewczyna powinna zniknąć za rogiem zostawiając świat odmieniony na lepsze. Dobry materiał na rozdział książki. Zazdroszczę, ale nie tego, że ją widzieliście, tylko tego, że doceniacie ten moment i potrafisz go opisać tak, że poczułem się jakbym sam to przeżył.
Mamy tak samo Kioto widzieliśmy ale nie czujemy, że zobaczyliśmy i chociaż w małym stopniu zrozumieliśmy.
Bardziej nam się podobały zabytki na przedmieściach niż w samym Kioto.
Jazda rowerem po Kioto nie jest łatwa, bo bardzo dużo świateł i trzeba się zatrzymywać. Do tego część miasta ta handlowa niedaleko rzeki od rana do wieczora ma wprowadzony zakaz jazdy rowerem :/ Po samym Gion prowadziliśmy rowery no chyba, że boczną uliczka… za dużo turystów.
Na komórce trudno robić długie, barwne, budujące napięcie opisy 😛
To ciekawe, z tymi rowerami, bo wiele razy słyszałem, że najwygodniej zwiedzać Kioto na rowerze. W hostelu dostaliśmy mapkę, na której były zaznaczone dość liczne wypożyczalnie rowerów.
Ciekawe! Będę musiał sprawdzić jak to jest z tymi rowerami. Kilka dróg dla rowerów widzieliśmy w Kioto ale daleko od turystycznych atrakcji. Też nigdzie przy zabytkach nie było parkingów jak na przykład w Himeji specjalny duży parking dla rowerów na przeciwko zamku.