Mam teorię na temat życzliwości wobec przyjezdnych. I nie dotyczy ona wyłącznie Japonii. Przeciwnie, uważam, że może być prawdziwa na całym świecie. Ale to tylko teoria, mogę się mylić. Myślę jednak, że ludzie są tym życzliwsi i bardziej skłonni do pomocy, im dalej od swojego domu jest ich gość. Ta zależność jest wprost proporcjonalna, choć ma kilka zmiennych.
Pierwszą zmienną jest wiek. Im jesteś starszy tym łatwiej Ci zaakceptować, że ludzie z daleka i bardzo daleka przybywają w Twoje okolice. Jako dzieciak spotykałem się z tym, że jadąc autobusem ponad godzinę od domu, stawałem się VIP-em wśród znajomych i znajomych znajomych. „To ten, co przejechał całą Warszawę, żeby pograć z nami w piłkę”. Byłem kimś. Ale jako dorosły nie robię na innych dorosłych wrażenia, że przyjechałem z odległej dzielnicy.
Czasem jeżdżę na zlecenie gdzieś dalej. Do innego miasta. I to już robi wrażenie. Nawet czasem dostanę herbatę lub kawałek ciasta. Inne województwo, to już obowiązek pogaduszek, a czasem wspólnego obiadu. Zlecenie w małej mieścinie (kolejna zmienna – wielkość miasta), owocuje propozycją noclegu. Po co mam wracać po nocy? O świcie wrócę, wyspany.
Studiowałem w Szczecinie i pracowałem/mieszkałem w Warszawie. O, to było coś. Byłem „gość”. Wszędzie byłem gościem i to pomogło mi nie zbankrutować. Szef się nie wkurzał, że ziewam w pacy. Wykładowcy nie robili problemów, jeśli chciałem wyjść kwadrans wcześniej, by zdążyć na popołudniowy pociąg do Warszawy. Koledzy dorzucali drobne, do dużej porcji w „Chińczyku”…
Zlecenia za granicą, to powód do dumy zleceniodawcy. To modnie i światowo mieć akwarystę z innego kraju. Na tą okoliczność można zrobić imprezę (nie w Austrii). Bariera językowa nie istnieje, a pan domu choć przez 20 lat małżeństwa tego nie zrobił dla żony, dla egzotycznego gościa wstaje o 6:00 rano, żeby kupić świeży chleb na śniadanie.
Zagadka dla wszystkich czytających:
Czy jeśli ktoś znajomy, mieszka za granicą i przyjedzie na święta do domu, to chcecie się z min spotkać korzystając z okazji? A ilu równie bliskich znajomych mieszkających w okolicy, nie widzieliście dwu-trzy krotnie dłużej? Teoretycznie można ich spotkać codziennie, więc nikomu się nie śpieszy.
A teraz: Japonia. Bardzo daleko od domu. Inna kultura, strefa czasowa, język i przede wszystkim pismo. Wiadomo, że trzeba pomóc. Jak Takashi-san nie pomoże, to Mr Smyth gotów wpaść pod pociąg, zakochać się w Koreance, zamówić obiad na poczcie, pojechać do Saitamy, ukraść rower, wejść w butach na tatami i wysmarkać nos na audiencji u Cesarza. Trzeba pomóc. Koniecznie.
Kiedy ktoś pomaga podróżnemu, to przeżywa przygodę. Nie ważne, czy zaprosi go do domu, czy tylko wskaże kierunek. Przez chwilę żyje innym życiem. Wyrywa się z codzienności. Poznaje coś i kogoś, zupełnie obcego i niezrozumiałego. Odczuwa podniecenie i zbiera dobrą karmę. Buduje swój obraz dobrego człowieka, a szerzej, buduje obraz swojego narodu. Utrwala lub obala stereotypy. I zachowuje w świecie harmonię. Przybysz się nie zgubi i nie umrze z głodu, nie przysporzy pracy i kłopotu wielu innym. A jeszcze wróci do domu i szepnie dobre słowo swoim rodakom, że było mu miło być gościem. Wszystkie te odczucia są większe i silniejsze, gdy przybysz jest z daleka. Czy trzeba być Japończykiem, żeby tak myśleć i czuć?
Bardzo trafne! Ludzie mają odruch pomagania przybyszom, nawet jeśli jest to przybysz po prostu z drugiego końca miasta i rozgląda się z przerażeniem w oczach, bo nie ma pojęcia gdzie jest. I to działa na każdej szerokości geograficznej. W Polsce też 🙂
To chyba najłatwiej odczuwają ludzie, którzy podróżują i ktoś im kiedyś pomógł. Rozumieją, jak ciężko odnaleźć się w innym kraju i śpieszą z pomocą. 😉
Świetne spostrzeżenie!
Wielokrotnie otrzymaliśmy pomocy zupełnie bezinteresownej od Japończyków (i w innych krajach też taka pomoc się zdarzała).
Wydaje mi się że każdy chce podróżować i ta pomoc lub rozmowa z podróżnikiem podświadomie włącza taką osobę w tą podróż i staje się jej częścią.
Hahaha, no co Ty! Później wróci do domu i jeszcze będzie się chwalił jakiego nieogarniętego gajdzina spotkał! 😉
Nie widzę w tym nic dziwnego. Zrobiłbym tak samo. Po to się przeżywa przygodę, żeby móc o niej opowiedzieć 😉
Na przykład na fejsbuku? 😉
A na dowód to sobie jeszcze z nami zdjęcia robili 😀
Nic dodac nic ujac. Pieknie napisane ???