Japonia nie ma armii, jako jedyny kraj na świecie. Ale tylko z prawnego punktu widzenia, bo faktycznie ma Siły Samoobrony, które mają piąty co do wielkości budżet wśród armii świata. To Armia jest, czy jej nie ma? Jest, ale to formacja cywilna, podlega cywilnym sądom i zwierzchnictwu, a także nie posiada (teoretycznie) jednostek ofensywnych, w tym piechoty morskiej i jednostek desantowych. Taki stan rzeczy wymusza pacyfistyczna konstytucja, napisana by nie powtórzyła się tragedia II Wojny Światowej.
Ale nie o takiej armii chcę pisać. Chodzi mi o armię ludzi, którzy dbają o naszą wygodę, bezpieczeństwo i żeby wszystko nam się powiodło.
Kiedy wychodziliśmy z samolotu, przy drzwiach stała śliczna Japonka, której jedynym zadaniem było ukłonić się i powitać w Japonii. Na rozwidleniu korytarza była druga, która wskazywała drogę, na wypadek, gdyby zmęczony podróżnik nie zauważył, że jedna z nich prowadzi do terminala, a druga do nikąd. Aby wjechać do Japonii potrzebna jest wiza, a żeby ją otrzymać musimy zadeklarować ile mamy gotówki i czy byliśmy grzeczni, oraz dokąd jedziemy. Należy podać adres. Jeśli nie uzupełnimy tego w samolocie, to w kolejce do odprawy wizowej podejdzie do nas pracownik lotniska, żeby w tym pomóc. Jeśli nie znamy adresu miejsca dokąd jedziemy, albo podróżujemy z plecakiem, to też znajdzie rozwiązanie. Jest kilkanaście okienek, jeśli nie umiesz czytać, to na końcu kolejki stoi osoba, która rozdziela, do której kolejki trzeba podejść.
Podniecony wjazdem do Japonii, na początku nie zauważyłem tych wszystkich ludzi. Nie dotarło do mnie, że na innych lotniskach ich nie było.
Podczas kupowania biletu na pociąg do miasta można skorzystać z automatu, albo podejść do jednego z dwóch rodzajów kolejek. Jedna jest do prywatnej linii kolejowej Nankai, a druga do JR, czyli tej państwowej. Jeśli jedziesz do Osaki, to wszystko jedno, jeśli dalej, wybierasz JR. Jeśli nie staniesz w kolejce i nie masz czasu wybrać rodzaju biletu, to obsługa potraktuje Cię jak pluszowego misia i wyjaśni co i jak. Dostaniesz bilet, instrukcję obsługi i informację, o której godzinie odjeżdża najbliższy pociąg. Z biletem przechodzisz przez bramkę. Jeśli jesteś „blondynką” najlepiej jest przechodzić przez bramkę najbliżej stojącego tam człowieka w mundurze. On pomoże. Bramki biletowe nie zawsze oddają bilet, chyba, że masz karnet. To ważne, bo dla nas trochę dziwne.
Na każdej stacji metra, przy każdym wyjściu jest budka, a w niej człowiek do pomagania. Jeśli nie wiesz gdzie iść, to on pokaże. Albo podejdzie z Tobą do żółtej tablicy, na której są rozpisane numery wyjść i dokąd one prowadzą. Czasem poprosi o bilet, jeśli nie wetkniesz go do maszyny. Zapytany ile kosztuje bilet do… powie z pamięci, a potem jeszcze sprawdzi, i powie to samo. Wtedy się ukłoni i można iść. Czasem człowiek z budki na pytanie po angielsku odpowiada po japońsku. Ale mógłby mówić w po aramejsku i też by się dał zrozumieć. Bo wszystko pokazuje, rysuje, zaznacza na mapie, którą Ci podaruje.
Kiedy pierwszy raz wysiadaliśmy z metra, przeszliśmy przez otwartą bramkę, obok budki. Pan nieśmiało, ale jednak zaczepił nas, wskazał, że należy oddać mu bilet i upewnił się, czy dobrze idziemy.
Najzabawniej było na stacji Shinkansenów. Bilety na przesiadki dostaliśmy dwa, więc do maszyny pchamy tylko ten pierwszy. A tu nic. No to jeszcze raz. Znów nic. Shinkansen jest drogowy, a Sylwii bilet zniknął. Zanim padło znamienne słowo na „k…” podbiegł do nas człowiek z obsługi (biegł jak Husain Bolt) i odzyskał bilet oraz wytłumaczył, że trzeba wetknąć oba bilety do maszyny. Ona jeden zje, a drugi wypluje. Tak się stało. I dalej już mogliśmy jechać spokojnie. W ogóle w naszych Polskich głowach jest zawsze trochę niepokoju w trakcie podróży. Zupełnie niepotrzebnie. Pociąg który ma być o 12:45 będzie o tej godzinie. Autobus o 15:42 odjedzie o 15:42, nie trzeba się pchać do tego o 15:40.
Jadąc z Hiroszimy do Iwakuni trafiliśmy na stacje kolejki podmiejskiej (tak bym to nazwał w Polsce). Tam zapytaliśmy, czy jesteśmy na dobrym peronie. Tak, byliśmy. Po kilku minutach nadjeżdżał pociąg wyraźnie nie nasz. Ale z budki wybiegł pan w mundurze i upewnił się, że do niego nie wsiądziemy. Mamy jechać tym o 15:16, a wcześniej będą jeszcze dwa – nie nasze.
W oceanarium w Osace przy wyjściu stoi człowiek, który pilnuje, żeby wejść wejściem, a wyjść wyjściem. Choć są po przeciwnych stronach budynku.
Przy wjeździe na taras widokowy Umeda Sky Building stoi młodzieniec w mundurze, który pokazuje w którą windę trzeba wsiąść, żeby pojechać do góry.
Na naszej małej wyspie wieczorami jeździ strażak i przypomina, żeby nie zasypiać z papierosem i wyłączyć na noc gaz pod gotująca się zupą. Domy tu są z drewna i papieru, a odległości miedzy nimi liczy się w centymetrach, więc ostrzeżenie jest jak najbardziej sensowne.
Są tez zwykli ludzie bez mundurów, tacy jak nasza sąsiadka. W drodze na przystań promową, schyliła się, by podnieść jeden niesforny śmieć, który uciekł ze śmietnika. Na ten widok ogarnął mnie wstyd. Po pierwsze, że sam tego nie zrobiłem idąc tuż przed nią, a po drugie, że może ten śmieć wypadł z mojej kieszeni. Nie należę do Cesarskiej Armii.
To jest piękne, że oni tam wszystko mają tak dokładnie poukładane i jak w zegarku. Nawet nie znając języka można sobie poradzić. My przez 3 tygodnie kręciliśmy się po Osace i okolicach i ani razu nie mieliśmy problemów.
Pierwszego dnia zaliczyliśmy wpadkę z bramkami bo zwyczajnie na chama przepchaliśmy się przez nie z walizami nie wkładając biletu do bramki. Taki wstyd!
Naczytałem się o Japonii i spodziewałem się, że to baaaardzo dziwny kraj. Po miesiącu stwierdziłem, że nie Japonia jest dziwna, tylko my. Japonia jest normalna. Najnormalniejsza z krajów w których byłem. Po prostu wszystko jest na miejscu. Tylko trzeba się tego nauczyć.
Zdecydowanie. Przeżyliśmy ogromny szok jak brat zostawił aparat przy kasie ma diabelski młyn. Po przejażdżce wróciliśmy spytać czy może ktoś nie znalazł i oczywiście dostaliśmy go z powrotem. U nas chyba nie do pomyślenia.
Czy planujesz wrzucić więcej zdjęć? Bardzo bym chciała zobaczyć te miejsca, które opisujesz:)
Postaram się w sobotę przygotować galerię zdjęć z Kioto.