Pytanie jak się dostać do Japonii wydaje się trochę dziwne w naszych czasach. A jednak kilka razy już na nie odpowiadałem. Ewidentnie ludzie dzielą się na tych, którzy szukają w internecie i tych, którzy wolą zapytać znajomych, albo prawie znajomych. Zaskakujące w blogowaniu jest to, że obcy mi ludzie traktują mnie nieraz jak kolegę, bo przeczytali coś na tym blogu. A pytając kolegę liczą na wiarygodną odpowiedź. Tak jakby oficjalne informacje były bezduszne i niewiarygodne.
Kiedyś w popularnej japońskiej restauracji w Warszawie, ktoś nas zaczepił pytając co polecamy. Dobrze, że siedziałem, bo bym się przewrócił. Dlaczego nas? Dlaczego nie kelnera? Ano dlatego, że kelner jest obcy i związany umową z restauracją. A my jesteśmy niezależni i też się znamy na japońskiej kuchni. Wniosek taki wyciągnięto na podstawie naszej przystolikowej rozmowy. Przypomniałem sobie tą historię kilka dni temu, kiedy testowałem nowy obiektyw na górce spotterskiej przy lotnisku Okęcie.
Czy ja mam na twarzy narysowane, że można mnie zaczepić, a ja chętnie pomogę i pogadam? Sylwia twierdzi, że jej nikt na ulicy nie zaczepia, a przecież jest atrakcyjną kobietą. Ja jestem niskim grubaskiem, zazwyczaj nie najlepiej ubranym, a jednak…
Z tłumu weekendowych samolotowych podglądaczy wyłonił się mężczyzna, który nie wiedząc czemu, wybrał akurat mnie na pogaduchy o samolotach. Kilkakrotnie próbowałem mu powiedzieć, że nie jestem krynicą mądrości i wiedzy na ten temat. Coś tam wiem i nawet kilka razy leciałem samolotem, ale każdy inny na tej górce byłby ode mnie lepszym źródłem informacji. Niemniej mężczyzna ten, o profesji mniej lub bardziej związanej z turystyką, miał moje słowa za nic.
Nagle zapytał, czy byłem kiedyś w Japonii, bo on planuje podróż do tego egzotycznego kraju, ale nie wie jak się za to zabrać. Pytanie pierwsze: jak się tam dostać?
???
Naprawdę?
Obcy facet, zaczepia mnie na ulicy i pyta, jak się dostać do jedynego kraju, poza Polską, który jako tako znam? Ślepy los?
Patrzę na płytę lotniska, a tam właśnie szykuje się do startu SP-LRB, czyli Boeing 787 Dreamliner, Polskich Linii Lotniczych LOT. Dla niewtajemniczonych SP-LRB, to oznaczenie tego, który lata do Tokio.
??? Jestem w ukrytej kamerze?
– Tym najprościej – odpowiadam wskazując paluchem na samolot.
– No tak, samolotem. Ale jakimi liniami, jaką trasą, dokąd lecieć?
– Tym konkretnie, ten właśnie leci do Tokio. – Moja wiedza, że ten konkretny samolot leci do Tokio była jeszcze wtedy dość świeża. Dosłownie. Wiedziałem to od ok. 10 minut, kiedy to ostatni raz zerknąłem na aplikację pokazującą najbliższe mojego telefonu samoloty, ich trasę, wysokość, prędkość, model, linię itd. Tylko numeru do stewardessy nie podają.
A teraz trochę poważniej. Kilka faktów dla Polskich japofilów i zwykłych turystów.
Do Japonii najwygodniej polecieć LOT-em do Tokio. Bez przesiadek, więc najszybciej. Cena też nie jest jakaś koszmarna. Trzeba liczyć się z wydatkiem ok. 2400zł, jeśli podróż planujemy z wyprzedzeniem.
Jeśli nie interesi nas Tokio (jak nas), albo chcemy taniej (jak my), to trzeba się trochę nagimnastykować. Ale nie za bardzo. W popularnych wyszukiwarkach lotów można ustawić alerty cenowe i jeśli mamy dość czasu do wyjazdu, to mamy szansę trafić dobrą okazję. Nasz rekord 1600zł za lot w obie strony z jedną przesiadką. Słyszałem, że komuś się udało za 1240zł. Wybór lotnisk docelowych dla lotów długodystansowych jest niewielki, ograniczony do 5 lotnisk w trzech miastach.
Tokio: Narita i Haneda. Zapomnę na chwilę, że nie chcemy do Tokio, wielu jednak chce. Narita to ten port lotniczy, na którym ląduje nasz SP-LRB. Oddalone od miasta o ok. godzinę jazdy pociągiem. Wielkie lotnisko. Tam lata większość. Do miasta można pojechać ekspresowym pociągiem lub znacznie tańszym lokalnym. A ponieważ lot z Warszawy trwa tylko 11 godzin, to można stracić jeszcze pół godzinki i pojechać taniej. Zostanie więcej jenów na dobre jedzenie. A jedzenie w Tokio mają dobre. Oczywiście nie tak dobre jak w Osace, ale i tak warte wydawania pieniędzy.
Kto ma ambicje nie należeć do większości, szuka lotów na Haneda. Zaletą tegoż lotniska jest bliskość miasta, a w zasadzie to, że lotnisko jest w mieście. Na sztucznej wyspie w zatoce Tokijskiej. Nie ważne, Haneda jest blisko i już. I jest tam replika Nihonbashi, czyli słynnego starego mostu, który był pierwszą stacją Tokaido. Najważniejszego szlaku dawnej Japonii. Kręcą tam takie filmy:
Antytokio, czyli szukamy innych miejscówek. Logicznym dla mnie, choć zapewne nie dla wszystkich jest lotnisko w Nagoi. To taki centralny port komunikacyjny w Japonii. Jest mniej więcej w środku kraju. Raczej korzystają z niego biznesmeni. Turystów jest tu znacznie mniej, bo region mniej popularny. A niesłusznie. Stąd najbliżej do Gifu i Takayamy. Muszę namówić Sylwię, by Wam o tych miejscach opowiedziała. Spędziła tam kilka miesięcy, więc jest daleko lepszym źródłem wiedzy niż ja.
Przedostatnim na mojej liście jest najbliższe memu sercu. KIX, czyli Kansai International. Chyba pierwsze na świecie tak duże lotnisko zbudowane na sztucznej wyspie. Położone na południe od Ōsaka. Szczyci się tym, że jest tam też jeden z najdłuższych budynków na świecie, liczący sporo ponad półtora kilometra terminal pasażerski. Z lotniska do Osaki można dojechać w ok 45-50 minut lokalnymi pociągami lub w 30 min. pociągiem Rapi:t, który sam w sobie jest wybrykiem kolejnictwa.
Zostało nam Lotnisko Ōsaka Itami, które podobnie jak Haneda w Tokio jest znacznie bliżej miasta. Skupia głównie ruch lokalny, ale można tu trafić w skutek szukania tanich połączeń z przesiadkami. Położenie lotniska jest skomplikowane administracyjnie. Pas startowy znajduje się na terenie prefektury Hyogo w mieście Itami, stąd nazwa lotniska. Natomiast Terminal leży po stronie miasta Toyonaka w prefekturze Osaka. Już sobie wyobrażam, jakby to było w Polskich warunkach. Gdyby np. spadł śnieg, to część lotniska byłaby odśnieżona, a część nie, bo to obszar innej prefektury. Choć lotnisko jest niewielkie gabarytowo, to jednak przewija się przez nie prawdziwy tłum ludzi. Do lotniska dojeżdża się jednoszynową linią szybkiej kolejki miejskiej.
Tyle o samolotach. Można inaczej.
Wersja dla spragnionych przygód i odpornych psychicznie. Czyli raczej dla tych, którzy pamietają czasy sprzed ery internetu. Jakoś nie wyobrażam sobie nadpobudliwych nastolatków jadących tydzień pociągiem przez całą Rosję. Tak, tak. Wersja, której jeszcze nie uskutecznialiśmy, ale mamy w planach. Pociągiem do Moskwy, a tam przesiadka do Kolei Transsyberyjskiej. Czeka nas siedem dni patrzenia przez okno, picia herbary, patrzenia przez okno, nauki języków, patrzenia przez okno i tak dalej. Aż dojedziemy do Władywostoku. Dalej przesiadamy się do Nachodki, gdzie wsiadamy na prom do Aomori.
Aomori to najbardziej wysunięte miejsce na głównej japońskiej wyspie Honshu. Mają tam supersmaczne, świeże tuńczyki. Warto więc wybrać się mniej wiecej w okresie połowu tuńczyka. Lub poza nim, jeśli nie lubicie ryb, albo co gorsza jesteście przeciwnikami zjadania zwierząt. Choć Japonia przez wieki była krajem z systemowo narzuconym wegetarianizmem, to jednak nie jedząc ryb będziecie skazani na prześliźniecie się po kulturze tego kraju, bez zaznania jego największego bogactwa. Kuchni.
Z Aomori można pojechać na Północ, na Hokkaido, gdzie znajdziemy między innymi pomnik Bronisława Piłsudzkiego. Kto nie wie, co za gość, koniecznie niech się szybko dokształci. Polecam film dokumentalny Jaska Wana „Orzeł i Chryzantema”, albo choćby Wikipedię.
Są jeszcze inne sposoby dotarcia do Japonii. Np. statkiem, ale podróż z Europy jest tak długa, droga i skomplikowana, że nawet gdybym miał żetelną wiedzę jak to zrobić, to bym się tym nie chwalił. Za dużo zmiennych. Praktycznie każdy tego typu pomysł realizowany jest inaczej. Inną trasą, za inną kasę i w innym czasie.
Widocznie wyglądasz na miłego gościa, godnego zaufania 🙂