Pytanie o to, co zwiedzać w Japonii, jest chyba tym, które słyszę najczęściej, poza: „jak dużo trzeba mieć kasy”. Na oba odpowiedzieć nie sposób, nie znając oczekiwań rozmówcy, jego zamożności i stopnia „zajarania” Japonią.
Dziś piszę dla tych, którzy w Japonii jeszcze nie byli. Albo byli nie tam gdzie trzeba.
Mnie kręci turystyka krajobrazowa i historyczna. Lubię miejscowe muzea i opowieści o historii, a jeszcze bardziej przyrodę, poszukiwanie ładnych krajobrazów i wyszukiwanie dobrych miejsc do fotografowania. I jedzenie. Zwyczajne, miejscowe, tanie i codzienne.
Natomiast, zupełnie nie kręci mnie przesiadywanie w barach, picie miejscowego, niepasteryzowanego piwa, chodzenie po klubach z hostessami, zaliczanie sklepów z gadżetami, wydawanie majątku na najnowszy telefon, który w Japonii kosztuje połowę tego co w Polsce i poszukiwanie automatów z brudną bielizną, których już dawno nie ma. Nie mam też pojęcia o figurkach, mangach, anime, tatuażach, przebierankach i robotach.
Jest w związku z tym część Japonii, którą znam i chętnie o niej opowiadam i część, która jest mi totalnie obca, o której nie wiem nic, łącznie z tym jakie piwo jest najpopularniejsze w Osace. Nie mam pojęcia. Jak mam ochotę, kupuję Sapporo albo Ebisu. Ale rzadko kiedy mam ochotę. A ochoty o tym myśleć, nie mam wcale.
Skąd czerpać wiedzę o Japonii?
Może jednak spróbuję coś odpowiedzieć.
Warto odwiedzić kilka świątyń i ogrodów. Te są wszędzie, nie ważne, dokąd pojedziemy. Warto odwiedzać knajpki z miejscowymi specjałami. Nawet jak ktoś nie ma potrzeby poznawać nowych kulinarnych światów, to i tak musi jeść, a w takich miejscach jest taniej niż w sieciówkach znanych na cały świat. W większych miastach są zamki, które turyści zazwyczaj źle interpretują. Zamek zaczyna się tam, gdzie jest fosa i mur, a nie tam gdzie stoi donżon, główny pawilon mieszkalno-obronny.
Jak ja wybieram, gdzie pojechać?
Preferuję miejsca znane z książek historycznych i ważnych wydarzeń. Ale to tylko wstęp. Pierwszy punkt zaczepienia. Czasem, jak o Lotnisku Kansai, dowiaduję się z telewizji. O jeszcze innych miejscach, ktoś mi opowiedział. Po tym wszystkim biorę mapę. Najczęściej korzystam z elektronicznej, choć papierowa bywa niezastąpiona. Stawiam gwiazdki tam, gdzie jest coś wartego mojej uwagi.
A skąd jeszcze wiem, gdzie są takie miejsca? Z przewodników, blogów, prelekcji w klubach podróżniczych, stron promowanych przez Japońską Agencję Turystyczną JNTO i Wikipedii i bloga Japan-Guide
Przewodniki
Przewodniki są przydatne. Choć zazwyczaj grube i nie wiadomo jak je ugryźć za pierwszym razem. Preferuję te ze zdjęciami i opisami miejsc, które te zdjęcia przedstawiają.
Opisami! To dla mnie ważne. Nie obchodzi mnie, gdzie polecają spać. Prawdopodobnie mam odmienne wymagania niż osoba, która to pisała. Nie chcę też zjeść w miejscowej pizzerii, takiej samej pizzy jak wszędzie na świecie. Mało mnie obchodzi, że do Kiyomizudera mam przejechać z dworca kolejowego, autobusem takim, a siakim, do przystanku Kiyomizudera-mae, a dalej iść 15 minut pieszo na północny wschód.
Takie informację znajdę w aplikacjach swojego telefonu, o poranku w Kioto, kiedy będę planował dzisiejsze zwiedzanie. Do póki nie jestem na dworcu, nic mi ta wiadomość nie daje, a musiałem ją w formie papierowej przewieźć przez pół świata. Poza tym, mogę mieć nocleg daleko od dworca albo w zupełnie innej części miasta. Masa informacji zbędnych w XXI wieku. To, że bilet kosztuje tyle, a tyle, też mało mnie obchodzi, bo skoro przejechałem te pół świata, o którym przed chwilą wspomniałem, to i tak zapłacę. Chyba, że cena jest porównywalna z ceną biletu lotniczego. To wtedy się zastanowię. Ale 100 jenów w tę, czy we wtę, nie zrobi mi wielkiej różnicy, zwłaszcza, że ceny co roku lubią się zmieniać. Przydatne natomiast jest to, w jakich godzinach dany przybytek jest czynny, żeby nie być rozczarowanym przychodząc za późno, gdy bramy już zamknięte (ale to też lubi się zmieniać).
Natomiast najbardziej interesuje mnie opis świątyni. Choćby podstawowy. Dlaczego ktoś uważa, że akurat tam należy pójść. Dlaczego to takie ważne i święte miejsce, co w nim wyjątkowego i z którego wodospadu mam się napić, żeby być mądrym, albo kochanym i bogatym? Interesuje mnie, co jest na terenie świątyni nieoczywiste i dlaczego warto na chwilę zejść z głównego szlaku. Takie informacje mogę w plecaku dźwigać. Je też znajdę w telefonie, ale… kiedy już zwiedzam, nie zawsze mam Internet w powietrzu, a przede wszystkim, muszę chcieć znaleźć te informacje. A skąd mam wiedzieć, że chcę ich szukać, jeśli nikt mi tego wcześniej nie powie?
Wikipedia
Przewodniki zaliczone, co tam jeszcze? Wikipedia…
Linki, linki i jeszcze raz linki. Czytając artykuły w Wikipedii, klikam linki do kolejnych artykułów. Otwieram je sobie w nowych zakładkach, żeby łatwiej móc wrócić do poprzednich artykułów. Wczoraj dla przykładu czytając o jednym zamku, zrobiłem sobie notatki o kolejnych czterech. Razem upolowałem tego wieczora: 5 ważnych zamków, 5 miast, a co za tym idzie jakieś 7 muzeów, 6 tarasów widokowych, 4 sławne pomniki, 8 świątyń i jedną restaurację. A wszystko zaczęło się od jednego zamku, który wciągnął mnie na tyle, że kilka godzin nasączałem swój mózg i notatnik nową dla mnie wiedzą.
JNTO
to niby oczywiste źródło wiedzy, a jednak nie do końca. Treści wcale nie ma dużo, ale są super zdjęcia i mapy przedstawiające dziesiątki i setki miejsc, wartych odwiedzenia. Wszystko posegregowane regionami, więc całkiem logicznie. Oczywiście warto za wczasu wiedzieć, czym się różni Kansai od Shikoku, ale jeśli nie wiemy, to i tak się dowiemy. JNTO niestety nie ma jeszcze opisów po polsku. Ale są w wielu innych językach.
Japan-Guide
japan-guide.com to potężny blog, który prowadzą zawodowi podróżnicy i dziennikarze. Ponieważ stoi za nim mała armia ludzi, to jest szybko aktualizowany. Każde miejsce warte odwiedzenia opisane jest wraz z krótką jego historią, poradnikiem jak dojechać i czy są jakieś zniżki, ile kosztuje wejście, w jakich godzinach jest otwarte, a na koniec jest link do oficjalnej strony danej atrakcji. Bardzo przydatne miejsce w internecie.
Moim głównym źródłem wiedzy o fajnych miejscach w Japonii jest Instagram. Oczywiście rzeszom bezmózgich ludzi służy do promowania bezmózgich treści, ale jak się człowiek da sprofilować, to otrzyma tylko to, czego szuka. I tak, każdy dzień zaczynam od przeglądu, co wrzucili moi ulubieni przewodnicy i fotografowie. Czasem trafi się perełka, miejsce, które muszę zobaczyć na własne oczy. Wtedy stawiam na mapie kolejną gwiazdkę i zapisuję w zeszycie, dlaczego ją postawiłem. Kiedyś nie zapisywałem, ale mam ich tyle, że opisy się przydają.
Sylwia ma swoje źródła i są to zazwyczaj oficjalne przewodniki i japońskie koleżanki po fachu. Też niezastąpione. Ale umówmy się, nie każdy zna japońskich przedstawicieli rynku turystycznego.
Nasza obecna mapa wygląda tak:
Są to miejsca, w których nie byliśmy, a być chcemy, lub musimy poprawić, bo poprzednia wizyta, lub wizyty nie wyczerpały tematu. Powyższe zdjęcie nie pokazuje południowych i północnych rejonów Japonii, ale tam gwiazdek jest trochę mniej.
Mapa miejsc, gdzie byliśmy wygląda inaczej, jest na niej mniej gwiazdek i są bardziej skupione.
Kiedy patrzę na naszą mapę, widzę, gdzie gwiazdek jest najwięcej. Robię zbliżenie i już wiem, gdzie chciałbym pojechać. Zakładając, że świadomie zwiedzić możemy maksymalnie 3-4 miejsca dziennie, a w przypadku tak dużych atrakcji jak zamek Himeji i Oceanarium Kaiyukan, redukujemy tą ilość do 1-2 dziennie, wyliczamy, ile czasu potrzeba nam na zwiedzanie danego miejsca. Są też przybytki, które tylko się ogląda z zewnątrz jak np.: Hozen-ji, gdzie 5 minut to już dużo. Jeśli jedziemy gdzieś pierwszy raz, to doliczamy czas na szukanie drogi, zgubienie się, pomylenie pociągów. Należy też pamiętać, że w ciągu dnia zgłodniejemy, zmęczymy się i będziemy chcieli poleżeć na słoneczku, żeby doładować baterie.
Pół godziny rezerwujemy też na robienie notatek. Dziennik z podróży to najlepsza lektura, jaką wymyślił świat. Pierwsze zapiski robiłem już w podstawówce, ale szybko uznałem, że mam tak ciekawe życie i dobrą pamięć, że nie da się tego zapomnieć. Dziś żałuję, że nikt mnie wtedy łopatą w pusty baniak nie uderzył. Ćwierć wieku później pamiętam tylko tyle, co jest na zdjęciach, a co było pomiędzy zdjęciami, to już naprawdę strzępy wspomnień pomieszane z urojeniami.
YouTube
Acha, jeszcze YouTube. Jak już mam wstępny pomysł, gdzie chcemy jechać, to jeszcze wyszukuję na YT coś w stylu: 12 rzeczy, które musisz zobaczyć w Osace. W robieniu takich kompilacji lubują się Chińczycy i Koreańczycy. Oni mają pewną przewagę nad nami Europejczykami, łatwiej im się wkręcić w nietypowe miejsca, bo są im bliżsi kulturowo i patrząc na znaki kanji rozumieją co może się za nimi kryć. Amerykanie w swoich zestawieniach są bardzo sztampowi.
Only in Japan
Jeśli jeszcze nie znacie, to czas to zmienić. Kanał po angielsku, ale zdecydowanie najlepszy jaki znam. Choć więcej w nim ciekawostek niż faktycznych porad co zwiedzać, to i takich nie brakuje. Zdecydowanie warto zerknąć.
Blogi
Cały nasz blog jest o tym, co warto zwiedzić, albo jak to zrobić. Klikajcie w zakładki… Moim zdaniem nie ma jednego/uniwersalnego „must see” w Japonii. Jedyne co mogę podpowiedzieć, to fakt, że więcej ciekawych miejsc jest w regionie Kansai, czyli dość daleko od Tokio. Dlatego tu mieszkamy i pracujemy.
Do moich ulubionych blogów o Japonii należą”
W krainie tajfunów
Prawdziwa skarbnica wiedzy i doświadczeń. Jeśli szukam sprawdzonych informacji, to zaczynam szukanie od bloga Karoliny. Jeszcze nigdy nie zawiodłem się na informacjach, które ona publikuje. Nie powtarza byle głupot zapisanych na Twitterze przez samozwańczych specjalistów, co jest niestety dość częste wśród blogerów podróżniczych.
47 prefektur
Blog Izabeli. Tak jak poprzedni pełen sprawdzonych informacji. Wiele opisanych tam miejsc jest dość daleko od utartych szlaków. Izabela chętnie opisuje wydarzenia kulturalne i sposoby na spędzanie czasu „po japońsku”. Kilka jej artykułów zawiodło nas na krańce cywilizacji i nigdy nie byliśmy zawiedzeni. Mam nadzieję, że Izabela kiedyś dołączy do naszego zespołu przewodnik.
Japonia na bakier
Blog mniej o podróżowaniu, ale o ciekawostkach. Tam dowiecie się, jakie rodzaje chmur występują na japońskim niebie, dlaczego oczy buddyjskich rzeźb wyglądają jak żywe i co zrobić kiedy stłucze się Wasz ulubiony kubek. Acha, jeśli zauważycie błędy stylistyczne w tym blogu, to pamiętajcie, że pisanie bloga po polsku jest trudne nawet dla Polaków, a dla Japonki musi być koszmarem.
Jest wiele blogów, których nie wymieniam i robię to świadomie. Pomijam te, które są o Japonii, ale nie o jej zwiedzaniu, bo nie to jest tematem tego artykułu. Są też takie o zwiedzaniu, ale są blogami przygodowymi, co też dyskwalifikuje je z tego zestawienia. Są blogi, które niechcący zniknęły, i cała masa blogów o których wspominać nie warto.
Pamiętajcie też, że choć chciałbym aby ten blog był najlepszy, to nigdy nie wyczerpię tamatu. Korzystajcie z wiedzy innych blogerów i podróżników, oglądajcie Youtuba, czytajcie książki, oglądajcie Instagrama, zbierajcie wiedzę z róźnych źródeł. Ja się nie obrażę.
Ale masz naćkanych tych gwiazdek na mapie! Na Shikoku widzę zamki, które też miałam w planie, ale plany się zmieniają.
Zdecydowanie warto przeczesywać internet, w tym różne blogi. Za sprawą Twojego bloga na mojej liście jakiś czas temu znalazło się Uji i kilka innych miejsc 🙂 Z tego wpisu wyłowiłam np. Yasaka Jinja. Nie ukrywam, że jestem wzrokowcem i to głównie zdjęcia sprawiają, że czymś się zainteresuję. Osobiście bardzo lubię japan-guide.com i korzystam z tej strony na zasadzie „będę przejeżdżać przez miasto X, sprawdźmy co tam jest” albo „będę w Y, co tam jeszcze mają?”.
japan-guide.com ostatnio nie działał, dlatego o nim nie wspomniałem. Cieszę się, że już wszystko gra, bo zacząłem się matrwić, a to faktycznie dobre źródło. Dla wzrokowca polecam Instagram, przy okazji na tym medium pojawiają się zdjęcia, które są osadzone nie tylko w konkretnym miejscu, ale i czasie. Ostatnio było sporo zdjęć świetlików, dzięki czemu dowiedziałem się, kiedy jest sezon na świecące robaczki.