Najświętsza świętość Kagoshimy, to największy z jej synów. Mierzący prawie 6 stóp wzrostu, szpetny jak noc listopadowa, ale potężny i szanowany przez wszystkich ostatni samuraj Saigo Takamori.
Jeśli oglądaliście, a wiem, że tak, film Ostatni Samuraj, to jest to trochę jego historia. Trochę.
Kiedy kilka lat temu trafiła mi w ręce książka biograficzna o tej postaci, o jakże wymyślnym tytule: „Ostatni Samuraj”, miałem wątpliwości czy autorzy filmu na pewno na jej podstawie nakręcili swoje dziło. A tak właśnie napisano na okładce. Książka jest trochę podręcznikiem do historii, więc nie czyta się jej lekko i przyjemnie. Ale wciąga.
Jak mogłaby nie wciągnąć książka o człowieku, który:
– pochodzi z niezbyt zacnej rodziny
– lubi psy, ma ich 13
– dowodzi karną ekspedycją wojsk shoguna
– potajemnie brata się z wrogiem
– zostaje zesłany na daleką wyspę, gdzie ogląda świat w kratkę
– zostaje ułaskawiony, ale szybko ułaskawienie cofnięto, więc wraca do klatki
– zostaje ponownie uwolniony i dostaje dowodzenie nad armią
– znacząco przyczynia się do odzyskania władzy przez cesarza
– zostaje członkiem nowego rządu
– ale strzela focha z grzywką, kiedy uznaje, że nie o taką Japonię i taki rząd walczył
– żyje sobie spokojnie na odludziu i zakłada szkoły dla samurajów pozbawionych samurajskości
– choć nie do końca sprzyja rebeliantom, to zgadza się objąć dowodzenie powstaniem
– o kilka miesięcy przedłuża wojnę, której nie da się wygrać
– zmusza armię cesarską do pościgu po całej wyspie Kyushu, w tę i na zad, oraz z prawa na lewo
– gdzieś po drodze „gubi” większość żyjących jeszcze żołnierzy, którzy nie muszą zginąć w ostatecznej bitwie
– zostaje legendą jeszcze za życia
– ostatnie dni chowa się przed armią cesarza w jaskini
– popełnia seppuku w czasie ostatniej samurajskiej bitwy
– jego głowy nigdy nie odnaleziono, więc nie było pewności, czy on, to on
– widziano go wielokrotnie po śmierci m.in.: w Indiach i na komecie…
– pośmiertnie zostaje zrehabilitowany i z wroga staje się bohaterem
– stawia mu się pomnik (z psem Tsunem), w parku Ueno, w Tokio
– żona oprotestowuje ten pomnik, bo: „mąż, nigdy by się nie pokazał, w niechlujnie założonym kimonie”.
– mogłem o czymś zapomnieć, bo piszę z pamięci
Oczywiście urodził się w Satsumie, nad rzeką Kotsuki. Niedaleko tego miejsca stoi teraz muzeum Restauracji Meiji, czyli przywrócenia władzy cesarzowi, co jak wspomniałem odbyło się przy niemałym udziale Saigo.
Jego śmierć, o której długo krążyły legendy miała miejsce zaledwie kilka kilometrów dalej na zboczu Shiroyamy. Na Shiroyamie stworzono teraz promenadę, która jest świetnym miejscem na spacer. Zaskoczyło mnie, że góra, na której rozegrała się wielka historia, jest stosunkowo mała. Jaskinie są małe, miejsce śmierci takiego bohatera upamiętnia niewielki obelisk, a zamek Satsuma, to dziś tylko mur zewnętrzny, kamienny most i brama. Po drugiej stronie ulicy, na murze założonej przez Saigo szkoły, są jeszcze ślady po kulach wystrzelonych w kierunku rebeliantów. Ale w żaden sposób nie są wyeksponowane, po prostu są. I jest o nich raptem jedno zdanie w lokalnym przewodniku turystycznym.
Ale to wszystko chyba jakoś współgra ze skromnością jaką miał się cechować bohater. Dla kontrastu ma aż dwa pomniki. Jeden stoi niedaleko ruin zamku i strzeże miasta. Dosłownie, wygląda jakby to miasto było jego.
Drugi pomnik, a może bardziej rzeźba, jest przy jaskiniach, gdzie się ukrywał. I to akurat robi duże wrażenie, bo mocno kontrastuje wielkością z jaskiniami.
Ale to nie wszystko…
Na każdym rogu, przy każdym sklepiku, na każdej witrynie sklepowej i na każdej pamiątce, kubku, koszulce, ulotce i pocztówce jest wizerunek Saigo Takamori. Ostatni samuraj dosłownie opanował Kagoshimę. Możliwe, że to z okazji 150 rocznicy powstania Satsuma. Ale rocznica już minęłą, a Sigo rządzi nadal.
Nasze zwiedzanie Shiroyamy zakończyliśmy tam, gdzie większość turystów zaczyna, czyli na punkcie obserwacyjnym. I prawdę mówiąc zakochałem się. Gdybym urodził się w tym mieście nie znalazłbym lepszego miejsca, w którym można życie zakończyć. Rozumiem desperację ostatnich samurajów. Pozbawieni przywilejów, pracy i pieniędzy, pozycji społecznej i tradycji postanowili zginąć patrząc na wulkan Sakurajima. A jest na co popatrzeć.
Janusz