Jest w Osace taka świątynia, która nie wymaga angażowania zbyt wiele czasu, by ją zobaczyć. Po pierwsze jest blisko centrum, spacer od stacji Namba zajmuje ok. 8-10 minut. Po drugie jest mała, a jej zwiedzanie zajmie kwadrans, jeśli będziemy dociekliwi i zrobimy dużo zdjęć, bo jeśli nie, to zajmie nam kilka minut. Tą świątynią jest Namba Yasaka Jinja.
Dzięki bogom za Internet, bo gdyby nie on, to pewnie nie trafilibyście na miejsce, o którym dziś piszę. Dlaczego? Ano dlatego, że papierowe przewodniki nigdy o tym nie wspominają. O ile w ogóle poświęcają kilka swoich drogocennych kartek ciężkiego, kredowego papieru na Osakę, to już na to, co w niej naprawdę ciekawe, zazwyczaj nie ma miejsca. Ale w Internecie jest jeszcze sporo miejsca. Zaczynajmy.
Szukając jej na elektronicznej mapie możemy klasycznie szukać jako Namba Yasaka Jinja. Ale często spotkamy się z zapisem dla turystów: Namba Yasaka Shrine. Uwaga, słowem kluczowym jest Yasaka, bo istnieje też Namba Shrine, ale jest to zupełnie inna świątynia położona ponad 2km na północ stąd. Miejsce, o którym piszę nazywane jest też Lion Temple, choć nie ma nic wspólnego z lwami, a słowo temple już dano jest w odniesieniu do niej nieaktualne.
Zaraz wszystko wyjaśnię.
Choć jest to chram shintoistyczny (ang. shrine), to nie zawsze tak było. Kiedyś w tym miejscu stała klasyczna świątynia buddyjska (ang. temple), na którą składało się siedem budynków. Ale to było dawno. Nie wiadomo, kiedy dokładnie ją zbudowano, ale na pewno istniała już za czasów cesarza Gosanjo, czyli prawie 1000 lat temu. Ponieważ jednak shinto i buddyzm są w Japonii tak bardzo wymieszane, że trudno to ogarnąć europejskim rozumem, w tej buddyjskiej świątyni zawsze wspominało się shintoistycznego boga Susano. Nie wiem skąd się wzięło to pomieszanie religii w tym miejscu i penie najstarsi kapłani już nie pamiętają. Prawdopodobniej jako analogia do świątyni Yasaka w dzielnicy Gion w Kioto, gdzie czci się tego samego boga wiatrów i burz Susano jako pogromcę epidemii. Tu jednak wspomina się jego zwycięstwo nad ośmiogłowym wężem Orochi, który przynosił ludziom same nieszczęścia.
Pamiątką tego wydarzenia jest odbywający się w każdą trzecią niedzielę stycznia turniej przeciągania liny.
W 1872 roku w wyniku wzrastających ruchów nacjonalistycznych i odseparowania shinto od buddyzmu świątynię zamknięto, a w wyniku nalotów w 1945r została spalona.
Po wojnie odbudowano ją już jako świątynię typowo shintoistyczną, obecna świątynia została ukończona w maju 1974r. Jest to skromny budynek, nieduży, a mieszkające w niej bóstwo jest opiekunem nauki i biznesu. Nic dziwnego, że licznie przybywają tu studenci i uczniowie w okresie egzaminów, oraz przedsiębiorcy, kiedy kończy się rok podatkowy.
Ale sama świątynia, choć ważna dla dzielnicy Namba i jej mieszkańców, jest mało istotna dla turystów. A przynajmniej byłaby mało ważna, gdyby nie postawiona w 1975 roku dodatkowa konstrukcja, pełniąca rolę sceny dla artystycznych występów.
Zabudowa w kształcie paszczy demona pożerającego złe duchy jest turystyczną atrakcją samą w sobie. Kiedy tu przybywamy, możemy liczyć na to, że opuści nas nieszczęście wywoływane przez złe moce, a pozostanie tylko to, co dobre. Ale bez ściemy, wiadomo, że tan naprawdę idziemy tam zrobić fotki, których będą nam zazdrościć znajomi. A najbardziej ci znajomi, którzy byli w Osace i przeszli obok, a nie weszli.
Zielona, obnażająca wielkie zęby głowa robi wrażenie i świetnie wygląda na zdjęciach. I nic w tym złego. Po to jest. Ale pamiętajcie, że nie głowa jest świątynią. Głowa to głowa. Kolorowa, niezwykła i przyciągająca uwagę jak wszystko w Osace. Szaleństwo Osaki jest symbolicznie zapisane w tej wielkiej, groźnej paszczy i mocno kontrastuje ze skromną świątynią kilka metrów obok.
Taka właśnie jest Osaka. Skromna i głośna jednocześnie. Stara i nowoczesna. Kolorowa i pastelowa. Na złość autorom przewodników jest po stokroć ciekawa.
Janusz
Jeśli podobał Ci się ten post, skrobnij komentarz, a najlepiej zasubkskrybuj nasz blog. Zostaw swój adres email, a my powiadomimy Cię o kolejnych wpisach o tym: co, kiedy i dlaczego warto zobaczyć w Japonii.
Cel osiągnięty, zazdraszczam! W dodatku jestem w tej grupie najbardziej zazdraszczających 😉
Ale już kiedyś ustaliliśmy, że jesteś tego świadoma i przy najbliższej okazji naprawisz ten błąd.
Nie śpiesz się, bo mam jeszcze ok. 17 miejscówek które zamierzam opisać, a nie są na liście top 10 w Osace. I lista zamiast się skracać, to wciąż się wydłuża.
To ja Cie bardzo proszę, żebyś z tą listą wyrobił się do połowy października. Niestety niepokoję się trochę, bo nie odnotowuję wzrostu aktywności na stronie, a myślałam, że jak Sylwia zaczęła pisać, to aktywność wzrośnie 🙂
Praca nas dopadła. Dwa tygodnie bez dnia wolnego. Mamy sporo materiału, ale nie wyrabiam z pisaniem. Postaram się poprawić, ale nie chcę zwiększać częstotliwości kosztem jakości. Za dużo bzdur już jest w internecie.
Acha, zaczął się sezon świetlików, więc dodatkowo zarywam nocki z aparatem…
W sumie to dobrze, że Was praca dopadła 🙂
Nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać.