Mówi Wam coś nazwa Kichijoji? Nie? To bardzo dobrze, bo to najmniej istotna część tego posta. Mniejsza z tym jak się to miejsce nazywa, ważne skąd się wzięło na naszej mapie Osaki. A wzięło się przypadkiem. O ile ktoś wierzy w przypadek. Przechodziliśmy obok i… spotkaliśmy słynnych 47 roninów z Ako
Czerwona brama, dziwny mur
Mniej więcej późną zimą wracaliśmy ze szkoły japońskiego w Osace i zobaczyliśmy otwarte wrota świątyni. Nic nowego, świątyń w okolicy Tanimachi jest więcej niż bezpańskich kotów. Było jeszcze niezbyt późne popołudnie, więc świątynia była otwarta. Okolona dziwnie polakowanym murem i z jaskrawo czerwoną bramą nieco się wyróżnia. Ale tylko „nieco”.
Zerknęliśmy na pomnik samuraja z krótkim mieczem. Bardzo elegancki. Z kamienia. Pomyślałem, że kogoś mi on przypomina, ale nie jest to Saigo Takamori. Sylwia nie chciała pozostawiać sprawy bez wyjaśnienia, więc weszliśmy.
Świątynia okazała się być malutka. Trochę trawy, kilka drzew, półka na Jizo, w głębi pawilon, jakiś ołtarz/kapliczka i jedna duża rzeźba.
Wyglądające trochę jak figurki Warhammera betonowe odlewy postaci uzbrojone były w metalowe miecze, drewniane włócznie i łuki z cięciwą ze sznurka. Bardzo to interesujące.
Gdzieś w powietrzu zamajaczyła myśl, że pomnik przy wejściu i ta rzeźba mają ze sobą coś wspólnego. I że wiemy co, choć nasza wiedza i doświadczenie przeczą temu, co widzimy.
Każde z nas, bez słowa zaczęło rozgryzać zagadkę na swój sposób. Ja najprościej. Zacząłem liczyć postacie, Sylwia bardziej naukowo, podeszła czytać podpisy.
47 roninów
– To chyba czterdziestu siedmiu…! – Wykrzyczeliśmy do siebie niemal równocześnie z entuzjazmem godnym Archimedesa i jego „eureki”.
Tylko dlaczego tutaj?
Dlaczego w Osace?
Dlaczego w takiej małej, nieznanej turystom świątyni?
Zagadka rozwiązała się w domu przy pomocy komputera. Świątynia Kichijoji, ma jeszcze dwie inne nazwy, których teraz nie pamiętam. Powstała w 1630 roku, czyli już w okresie Edo. Jednym z przyjaciół świątyni był pan Asano z Ako, który przyjaźnił się z opatem i czasem tu przyjeżdżał. I to by było na tyle. Nic więcej się z tą świątynią nie wiąże, a przynajmniej nic na tyle ciekawego, żeby pisano o tym w Internecie.
Pomijając oczywiście czterdziestu siedmiu, o których warto pisać.
Znaczenie liczby 47 w Japonii ma jasny i zrozumiały dla wszystkich sens, w przeciwieństwie do mickiewiczowskiej liczby 44, której nie rozumie nikt.
Krótka historia 47 roninów
Wszystko zaczęło się od pana Asano, który nie chcąc dawać łapówki za coś, co i tak mu się należało, podpadł temu, który łapówki oczekiwał, czyli Kirze. Złośliwy typ doprowadził więc do sytuacji, w której pan Asano poważnie naruszył zasady etykiety, za co został zmuszony do popełnienia seppuku, jego dobra przepadły, a poddanych mu samurajów czekał los ronina, czyli samuraja bez pana. Bez pana, czyli i bez pracy. Bez pracy, czyli w zasadzie wyrzutka.
Roninów było 300 i zaplanowali zemstę. Dowodził nimi Oishi Yoshino. Przez rok roninowie z Ako udawali normalne życie. Niektórzy nawet popłynęli w tym udawaniu, żyjąc na krawędzi, wydając oszczędności na „dziewczyny, wino i śpiew”. Ale to pozory, wiedzieli, że są obserwowani przez szpiegów Kiry, który bał się zemsty, choć tej wyraźnie roninom zakazano.
Po roku udawania, kiedy Kira uwierzył, że nic mu nie grozi roninowie przystąpili do działania. Chętnych do bitki zostało tylko i aż czterdziestu siedmiu.
14 grudnia 1702 roku 47 roninów zabiło Kirę, a jego głowę zanieśli na grób pana Asano, by później oddać się w ręce sprawiedliwości. A sprawiedliwość była rozdarta. Z jednej strony postąpili honorowo, mszcząc swojego pana. Z drugiej złamali rozkaz shoguna zakazujący im zemsty.
Ostatecznie dostąpili zaszczytu „otworzenia sobie brzucha”, czyli seppuku. Zwykły bandyta nie miał prawa do rytualnego samobójstwa, więc choć skazani na śmierć, w istocie nie popadli w niełaskę, a w pewnym sensie dostąpili zaszczytu, który jako roninom już im nie przysługiwał.
Nie wszystek umrę
Ich historia szybko została uwieczniona w sztukach teatru Kabuki i Bunraku. Ich groby, znajdują się wokół grobu pana Asano w dzisiejszym Tokio. A pamięć o ich wierności zaklęta jest w liczbie 47.
To, że trafiliśmy na świątynię, w której upamiętniono 47 roninów i pana Asano z Ako, to czysty przypadek. To, że do niej weszliśmy zawdzięczamy temu, że Sylwia chciała sprawdzić, czemu posąg przy wejściu wydaje się znajomy. Ale teraz przypadku już nie ma. To miejsce jest stosunkowo niedaleko od Shitennoji, którą każdy odwiedzający Osakę zobaczyć powinien. Może Wam też się spodoba.
A najlepszym czasem, żeby tam pójść jest oczywiście 14 dzień grudnia, kiedy w świątyni organizowane jest święto upamiętniające zemstę 47 roninów. Tego dnia organizowane są pokazy sztuk walki, a dzieci przebierają się za małych samurajów.
Oczywiście, jeśli macie chęć to gorąco polecam przeczytać książkę, która opowiada tę historię, albo chociaż obejrzeć film, choćby był to ten ze smokami, czarownicami i Keanu. Tak czy inaczej, jest to historia, którą warto znać.
Jeśli podobał Ci się ten post, skrobnij komentarz, a najlepiej zasubkskrybuj nasz blog. Zostaw swój adres email, a my powiadomimy Cię o kolejnych wpisach o tym: co, kiedy i dlaczego warto zobaczyć w Japonii.
1 thought on “47 roninów w Osace”