Dotonbori w Osace, jest tak oczywistym miejscem, że kiedy turyści pytają mnie co zwiedzać w mieście, to zdarza mi się o Dotonbori nie wspomnieć, albo robię to na końcu. Jest jak powietrze, nie muszę rozmówcy mówić, że musi je wciągać, żeby dożyć do końca naszej rozmowy, on już dawno to wie.
Kanał Dotonbori
Historia tego miejsca zaczyna się w 1612 roku od budowy kanału łączącego manufakturę należącą do miejscowego przedsiębiorcy Doton Yasui. Pan Doton miał genialny pomysł, że wykorzysta okoliczne rzeczki do spławiania swoich towarów. Ale rzeczki nie płynęły dokładnie tak, jak on by tego chciał. Zmuszony przez złośliwą naturę do jej poprawienia, wyłożył małą fortunę i prace ruszyły. Niestety, shogun Tokugawa Hidetada, pod wpływem swego ojca (Tokugawa Ieyasu) postanowił panu Dotonowi nieco życie uprzykrzyć. Prace musiały zostać przerwane kiedy w 1614 roku rozpoczęło się oblężenie Osaki. Pan Doton, stanął do walki po stronie Toyotomiego Hideyori i poległ. Ale kanał dokończono i nazwano imieniem jego fundatora.
Ulica Dotonbori
Nad brzegiem kanału szybko powstała uliczka o tej samej nazwie, a przy niej zaczęły się budować teatry. W krótkim ta okolica stała się dzielnicą rozrywki. Tuzin teatrów przyciągał ludzi chętnych na rozrywkę. A nic tak nie dopełnia rozrywkowych tłumów jak jedzenie. Zaczęły więc powstawać restauracje, na drugim brzegu pojawiły się domy rozpusty i tak Dotonbori urosło i zyskało sławę. Dziś na ulicy Dotonbori panuje gwar niezliczonych tłumów, zapach ulicznego jedzenia, kolorowe szaleństwo neonów i ruchomych reklam. Dotonbori opisać się nie da, trzeba zobaczyć. I to nawet nie na zdjęciu, tylko na żywo.
Ebisu Bashi
Dotonbori to dziś nie tylko kanał i jedna uliczka. To wszystko co się w tym rejonie znajduje. A w środku tego wszystkiego jest Ebisubashi. Most. Mosteczek w zasadzie. Okrągły, o barierkach na kształt łopatek do okonomiyaki. Mosteczek o szerokim przejściu łączącym dwa pasaże handlowe Ebisubashi i Shinsaibashi. Mosteczek o dwóch dodatkowych, bocznych przejściach, żeby tłum miał więcej miejsca do robienia zdjęć. A jest tu co fotografować.
Glikoman
Po stronie zachodniej znajduje się ulubieniec tłumów, niekwestionowany lider wśród miejskich neonów, niemal żywa reklama i symbol miasta – Glikoman. W 1935 roku firma Gliko – ta, która produkuje słodycze, między innymi Pocky – postawiła tu neonową reklamę. Biegacz na niebieskim tle, z rozłożonymi ramionami, stał się wzorem dla turystów, którzy unosząc jedną nogę i rozkładając szeroko ręce robią sobie zdjęcia z szóstą już generacją tej reklamy. Pierwszych pięć generacji było neonowych. Zmieniały się przy okazji wielkich wydarzeń jak wystawa Expo, czy Puchar Świata w piłce nożnej. Dziś tło nie jest tylko niebieskie, bo technologia LED pozwoliła na kombinowanie. Tło się zmienia i to dynamicznie. Nie będę spojlerował, sami zobaczycie – mam nadzieję. Wszystkim tego życzę.
Dotonbori – Donkihote
Była strona zachodnia, to teraz wschodnia. W niewielkim oddaleniu od mostu znajduje się Donkihote. Sklep ze wszystkim. Jeśli czegoś nie ma w Donki, to na Allegro też tego nie będzie. Czyli prawdopodobnie szukacie czegoś, co nie istnieje.
Jednak Donkihote nad Dotonbori ma coś, czego zwykłe sklepy nie mają. I nie mam na myśli absurdalnego tłumu odwiedzających. Chodzi o diabelski młyn, który okala wielką postać bóstwa Ebisu i wznosi się ponad okoliczne dachy. Czy jakikolwiek sklep, w jakimkolwiek mieście ma coś takiego?
Kani Doraku na Dotonbori
Kolejnym punktem obowiązkowym, którego nie idzie przegapić jest restauracja Kani Doraku. Serwująca kraby knajpa, ma na afiszu sześciometrowego, ruszającego odnóżami kraba. Ma też 6 pięter, 70 stolików, 332 miejsca siedzące w 11 salach. W chwili kiedy to piszę czas oczekiwania na miejsce wynosi ok. 90 minut. Można to sprawdzić na stronie internetowej. Aby rozładować nieco ten tłum chętnych, restauracja prowadzi sprzedaż grillowanych kawałków kraba przed wejściem. Można spróbować, nie zrujnować się i nie czekać w nieskończoność.
Pierwszy raz kraba jadłem właśnie tak. Na ulicy, na stojąco, podglądając innych, jak się to właściwie robi.
Można wreszcie nie czekać na miejsce w głównej restauracji, bo na Dotonbori są jeszcze dwie mniejsze, których afisze są równie ruchome, ale nieco mniejsze. A dla outsiderów są jeszcze dwie filie po drugiej stronie kanału.
Kuidaore Taro
Osakijczycy mówią Kuidaore. Czyli w wolnym tłumaczeniu, jedzmy aż zabraknie nam pieniędzy. Od tego słowa wziął swoje imię grający na bębenku, ubrany w biało czerwone paski, mechaniczny okularnik. Stoi przed sklepem z pamiątkami, a najlepszymi pamiątkami z Osaki jest oczywiście jedzenie. Konkretniej ciastka i słodycze. Mnie on kogoś przypomina. Nie powiem kogo, ale możecie zgadywać w komentarzach.
Ukiyo koji
Zdecydowanie moim ulubionym miejscem na zabłyśnięcie jest Ukiyokoji. Wyobraźcie sobie, że idziecie z przewodnikiem, który opowiada Wam o tym i o tamtym, generalnie koleś jest totalnie zakochany w swoim mieście, gęba mu się nie zamyka i nagle każe Wam się zatrzymać i wejść w wąskie przejście za budynkiem. A to dopiero początek.
Kocham ten moment, kiedy mijając knajpkę serwującą makaron i rosnącą przed wejściem wierzbę dochodzimy do Ukiyokoji. To idealne miejsce na zdjęcia. trochę mroczne, trochę tajemnicze, bardzo instagramowe i kuszące, by się w nim zanurzyć.
Knajpka z makaronem znajduje się w miejscu, gdzie kiedyś był sklep muzyczny. W tym wąskim przejściu obok, znajdują się gablotki z klimatycznymi obrazkami, kapliczka, niewysychająca kałuża, sztuczne koty uciekające po dachach z rybą w pyszczku i czerwone lampiony.
Hozenji
A kiedy pójdziemy tym międzybudynkowym tworem, który nosi dumną nazwę uliczki przepływającego świata, dojdziemy do kolejnego tajemnego przejścia wiodącego nas do pozostałości po buddyjskiej świątyni Hozenji.
Po amerykańskim bombardowaniu ze świątyni została tylko znajdująca się przed frontem figura buddyjskiego strażnika ludzkich postanowień Fudo Myoo. On ma też inne funkcje, ale pilnowanie, aby nasz zapał do realizacji celów nie wypalił się zbyt szybko jest chyba jego ulubionym. Fudo Myoo jest też dość zapalczywy w tym swoim pilnowaniu. Szybko się denerwuje, co przypominają nam symboliczne ognie, znajdujące się zawsze za jego plecami. Aby ten ogień trochę ugasić, osakijczycy polewają figurę wodą. To ciągłe polewanie sprawia, że groźny posąg z mieczem w dłoni, kompletnie zarósł mchem i wygląda zupełnie niegroźnie.
Warto się tu na chwilę zatrzymać, popatrzeć jak wierni podchodzą, zapalają kadzidła, polewają wodą posąg, a kiedy woda się skończy, napełniają wiadra w pobliskiej studni i przelewają do misy, z której następni będą mogli zaczerpnąć.
Takoyaki
Dotonbori słynie z jedzenia, a nie ma jedzenia bardziej pasującego do Dotonbori niż Takoyaki. Te kulki z ciasta z ośmiornicą w środku nie są tylko przysmakiem. To element miejscowej kultury. Szybkoś z jaką obracane są kulki podczas smażenia przez wytrawnego kucharza, potrafi zawstydzić kierowców w sportowych bolidach. Takoyaki jest gorące i powie Wam to każdy, kto już próbował. Ja też to mówię. I proszę, uczcie się na cudzych błędach i nie wkładajcie do ust całej kulki zaraz po otrzymaniu jej od sprzedawcy. Ona naprawdę jest gorąca. Naprawdę!!! Obejrzyjcie na YouTube jeśli brakuje Wam wrażeń, ale własnej jamy gębowej nie dewastujcie sobie, bo jeszcze się przyda.
Okonomiyaki
Danie, które stawiam na równi z pierogami, to okonomiyaki. Jest to najlepsze danie na świecie, a to z jednej prostej przyczyny. Jego nazwa oznacza – smażone to, co lubisz. A skoro lubię, to znaczy, że musi być ulubionym daniem, no bo inaczej nie ma sensu.
W restauracjach serwujących okonomiyaki siadamy przy teppanyaki, czyli blasze do smażenia. W niektórych knajpach przyrządza je kucharz na naszych oczach, w innych robimy je sobie sami z dostarczonych składników. Czasem możemy trafić na wersję hybrydową, czyli kelner przynosi składniki, mówi co mamy zrobić i nadzoruje, a jeśli jesteśmy niezdarni, lub na takich wyglądamy, to zrobi to, za nas.
Okonomiyaki jest plackiem z kapusty, ciasta i dodatków wszelkiej maści. Oczywiście sugerowany jest dodatek wieprzowiny, ale fanaberie też są akceptowane.
Kushikatsu i Ramen ze złotego smoka
Kushikatsu, to kolejny wynalazek Osaki, który zjeść trzeba. Są to smażone w panierce i w głębokim tłuszczu różności-pyszności na patyku, podawane ze specjalnym sosem. Nadrzędna zasada mówi, że nasze kąski, możemy zanurzyć w pojemniku z sosem tylko raz, przed ugryzieniem. Później już nie wolno, pod żadnym pozorem. Danie jest banalne w swej prostocie i równie smaczne. Ale na ten przysmak zapraszam do dzielnicy Shinsekai. No chyba, że tam nie będziecie (co jest niewybaczalnym błędem), to wtedy można zjeść kushikatsu na Dotonbori.
Dla pozbawionych powonienia, niewrażliwych, odważnych lub o odmiennym guście smakoszy, czeka jeszcze Kinryu Ramen. Knajpa, której symbolem jest smok wijący się i przenikający przez ściany budynku w którym podawany jest Ramen. Ramen lubię, ale Kinryu Ramen omijam, bo zapach który otacza tę restaurację, jest mówiąc delikatnie – niezachęcający do podchodzenia bliżej. Nie wszyscy się ze mną zgadzają. Wielu sobie chwali. Ale ja chyba wolałbym wątróbkę.
Chociaż…
Tombori River Cruise
Kiedy już zobaczymy co było do zobaczenia i zjedliśmy co było do zjedzenia, odpocznijmy pływając po kanale. Statków pływających po Dotonbori jest całe mnóstwo. Statki z występami tanecznymi, z orkiestrą, z prywatną balangą, czy przewodnikiem. Co komu w duszy gra, taki statek może wybrać.
Kursy z przewodnikiem są krótkie, trwają 20 minut i pokazują Dotonbori z bardzo ciekawej perspektywy. Na takim kursie dowiecie się, że metr kwadratowy w okolicy kosztuje tyle co dochód narodowy przeciętnego kraju w Ameryce Południowej, barierki na jednym z mostów zrobione są z japońskiego papieru Washi, a okrągła lampa pod okrągłym mostem nie znalazła się tam przypadkiem.
Sprzątanie Dotonbori
Kiedy zwiedzicie już absolutnie wszystko, ale rano najdzie Was kac moralny, bo zajadając miejscowe smakołyki trochę nakruszyliście, albo nie dajcie bogowie, zostawiliście gdzieś papierek… możecie odkupić grzechy. W sobotę o świcie, okoliczni mieszkańcy zbierają się na Dotonbori, by posprzątać po turystach z wczoraj. Tylko po to, żeby dzisiejsi mieli przyjemniejsze zwiedzanie.
Jeśli podobał Ci się ten post, skrobnij komentarz, a najlepiej zasubkskrybuj nasz blog. Zostaw swój adres email, a my powiadomimy Cię o kolejnych wpisach o tym: co, kiedy i dlaczego warto zobaczyć w Japonii.