Wielki Budda w Todai-ji (czyt. Toodai-dzi), czyli w wielkiej świątyni wschodniej, faktycznie jest wielki. Nie dość, że jest główną atrakcją turystyczną Nara, to jeszcze jest największym odlanym z brązu posągiem Buddy, w największym drewnianym budynku na świecie. A to dopiero początek…
Todai-ji – największa atrakcja Nara
Jak już wspomniałem we wstępie, Todaiji tłumaczy się jako – wielka świątynia wschodnia. Kiedy budowano Nara, ta część miasta znajdowała się na wschód od osi miasta, czyli drogi prowadzącej do pałacu cesarskiego Heijo. Pałacu już nie ma, choć jego fragmenty są już odbudowane i nawet można je zobaczyć. Tylko, to trochę nie po drodze, więc podczas jednodniowej wycieczki po Nara, raczej nie zdążycie tam zajechać.
Wróćmy do świątyni wschodniej. Została zbudowana w drugiej połowie VIII wieku, czyli kiedy dwór cesarski po pięcioletniej przerwie wrócił do swojej stolicy. Świątynia jest ogromna i tylko patrząc na stare mapy można zrozumieć jak bardzo. Dziś postaram się to opisać, choć nie będzie łatwo, bo punkty orientacyjne nieco uciekły.
Nandaimon
Tak samo jak we wszystkich innych świątyniach w Japonii, główna brama znajduje się na południu, a jej nazwa oznacza wielka brama południowa. Logiczne, prawda?
Dziś obdrapana przez tysiącletnie wiatry, deszcze, burze i takie tam, wygląda marnie i majestatycznie zarazem. Marnie ze względu na swoją „obdrapaność”, a majestatycznie, bo… kto widział, ten wie. Jest wielka, ma pięć naw, dwa piętra, trzy przejścia i dwóch ogromnych strażników Nio i jeszcze ten próg, który zatrzymałby najazd mongolski, gdyby dotąd dotarł. Serio mówię.
Próg jest na tyle duży, że dostawiono do niego schodek, żeby było łatwiej go pokonać. A jeśli tego nie wiecie, to właśnie się dowiadujecie – na progu nie należy stawać. To taki buddyjski zwyczaj. A zwyczaje w świątyniach są zazwyczaj dość ważne.
Przejście przez bramę
Przejście przez bramę wymaga wspięcia się po kilku schodkach. Później stajemy oko w oko, z parą 8,5 metrowych posągów z drewna, prawdopodobnie wykonanymi w 1203 roku. To strażnicy Nio, którzy pilnują, by złe moce nie dostały się do środka. Dla ochrony przed gołębiami i turystami, strażnicy osłonięci są siatką. Szkoda. Ale jeśli ma to pomóc w zachowaniu ich w dobrej formie przez kolejne tysiąc lat, to ja jestem skłonny zaakceptować ten rodzaj oszpecenia. Choć dobrej fotki, to już tam nie zrobię.
Strażnicy swoją w skrajnych nawach, a trzy środkowe służą do wchodzenia na teren Todaiji. Nie należy przechodzić byle jak. Wybór nawy determinuje to, jakiej ludzkiej przywary pozbędziemy się (a przynajmniej chcemy się pozbyć) podczas wizyty w świątyni. Chciwości, nienawiści (zazdrości), czy głupoty. Licząc od lewej.
Wybierajcie mądrze i śmiało wkraczajcie na teren świątynny.
Próg, to ostatnia przeszkoda na naszej drodze. Kiedy strażnicy nas przepuszczą, a my wybierzemy drogę musimy pokonać próg, nie starając na nim. Niby proste, ale nie jak się jest niskim, grubym, lub nie najsprawniejszym fizycznie.
A najlepsze jest to, że brama stoi sobie samotnie. Mur, który był z nią połączony już dawno upadł. Można by bramę ominąć. Tylko po co?
Muzeum
Zaraz za bramą, po lewej, znajduje się muzeum, a przed nim stoi replika dłoni wielkiego posągu Buddy, który idziemy oglądać. Warto do tych dłoni podejść, bo tylko z odległości kilku metrów można zrozumieć, jak wielkie jest to, co zaraz będziemy oglądać. Kciuk posągu jest wielkości człowieka.
Staw i pagody
W drodze do świątyni cały czas towarzyszą nam jelenie, za bramą też jest ich kilka. Nie dość, że są przyjazne i urocze (co jest słodkie), to jeszcze są namolne i śmierdzą (co słodkie nie jest ani trochę). No, może nie one śmierdzą, tylko te małe miny przeciwpiechotne, które stawiają na drodze. Nic więc dziwnego, że wielu turystów nie zauważa, co właściwie jest po obu stronach drogi, bo muszą patrzeć pod nogi.
Z lewej jest muzeum i stare budynki dla mnichów. A z prawej staw Kagami-ike, wokół którego rosną przepiękne klony. Przepiękne są zwłaszcza jesienią. Natomiast w głębi widać złotą „iglicę” pagody, czyli shorin. Pagoda stała na wzniesieniu za stawem, a druga za tym budynkiem dla mnichów. Ani jednej, ani drugiej już nie ma, a shorin przy wewnętrznym murze jest tylko rekonstrukcją, aby pokazać skalę jej wielkości. W Todaiji Pagody miały po 100 metrów wysokości i siedem pięter odpowiadających siedmiu skarbom buddyzmu.
Daibutsuden
To, co wydaje się najciekawsze w Todaiji, to główny pawilon, nazywany Daibutsuden, czyli pawilon Wielkiego Posągu Buddy. Nie należy mylić tego budynku ze świątynią. Świątynia zaczęła się przy bramie, a kończy daleko, daleko…
Wielki Budda w pawilonie wielkiego Buddy w istocie jest wielki, bo ma ponad 15 metrów. To jest niezłym osiągnięciem jak na odlew z brązu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ma już grubo ponad 1200 lat. Jest nieco nieproporcjonalny, bo na przestrzeni wieków musiał być kilka razy poprawiany. Wiecie jak to jest… pożary, trzęsienia ziemi itd. czasem coś odpadnie, albo się wykrzywi. A później głowa robi się za duża, szyja za krótka itd.
Do Daibutsuden wchodzi się po lewej stronie od wewnętrznej bramy. Tam kupujemy bilety wstępu za 600¥ od osoby, jeśli chcemy zobaczyć tylko ten pawilon i 1000¥ jeśli interesuje nas muzeum, przed którymi mierzyliśmy dłonie Buddy.
Ścieżka do pawilonu w którym znajduje się wielki Budda jest dość szeroka, by zmieścili się tu wszyscy turyści jednocześnie robiący sobie zdjęcia. Tylko jedna przeszkoda znajduje się na tej ścieżce, to 4,5 metrowa latarnia, jeden z japońskich skarbów narodowych. Stoi tu od samego początku, za jedynych stałych towarzyszy mając wyrzeźbionych na jej płytach aniołów grających na fletach.
Sam budynek, choć uznawany za największy drewniany budynek na świecie, wcale nie jest taki duży jak mógłby być. w XVII wieku został zmniejszony, żeby było łatwiej i zapewne też taniej go konserwować. A ponieważ posąg i tak jest mniejszy niż oryginalny, to nie potrzebuje tak wielkiego budynku. To co dziś widzimy jest o ok 1/3 zmniejszoną wersją pierwowzoru.
Wielki Budda, czyli Daibutsu
Odlanie tego kolosa z brązu zlecił cesarz Shomu w 747 roku. Prace trwały 5 lat, a koszty niemal doprowadziły cały kraj do ruiny, a cesarza i jego rodzinę do bankructwa.
Kiedy już go ukończono, można było zabrać się za budowę równie okazałego pawilonu, który osłoni ten posąg.
Wielki Budda stoi na samym środku, ale nie jest tam sam. Obstawiono go dwoma mniejszymi pozłacanymi figurami po jego bokach. Ponad to w Daibutsuden mieszkają jeszcze Czterej Królowie Nieba. A w zasadzie dwaj i głowy pozostałych dwóch. W końcu 1200 lat minęło… Dwa posągi uległy zniszczeniu.
Wielki Budda ma za plecami makietę przedstawiającą jak wyglądała kiedyś ta część świątyni. Główny pawilon, pagody, brama południowa, mur i część budynków z tyłu. Na mnie to robi wrażenie, mimo że skala wydaje się mała. A musicie wiedzieć, że makieta przedstawia tylko mały wycinek świątyni.
Przed wyjściem z pawilonu Buddy, kiedy już obejdziemy posąg dookoła, można zauważyć kolejkę ludzi robiącą coś dziwnego. Przechodzą oni przez dziurę w jednym z filarów świątyni. Ponoć ta dziura jest tej samej wielkości co dziura w nosie posągu Buddy. Kto się przez nią przeciśnie, ten ma szansę na pomyślność.
Patrząc na tę dziurę w filarze przyjrzyjcie się samemu filarowi. Cały budynek opiera się na takich dwóch. Trzeba przyznać, że japońskie tradycyjne budownictwo potrafi zaskoczyć. Na takich samych dwóch filarach opiera się zamek w Himeji. Oczywiście nie tylko on, ale tam też filary stały się atrakcją wartą pokazywania.
cdn…
Na dziś już wystarczy. Żebyście nie umarli z nudów. Jutro kolejna część, a w niej między innymi o świątyni, która nie jest świątynią, o magazynie, którego nie otwierano przez tysiąc lat i o bogu wojny, który nigdy nie był na wojnie.
Jeśli podobał Ci się ten post, skrobnij komentarz, a najlepiej zasubkskrybuj nasz blog. Zostaw swój adres email, a my powiadomimy Cię o kolejnych wpisach o tym: co, kiedy i dlaczego warto zobaczyć w Japonii.