Japoński bóg wojny, jak wszystko w tym kraju jest dziwny. I jak wielu innych Kami, on też był kiedyś człowiekiem. Oczywiście nie byle jakim, bo urodził się po 14 miesiącach od poczęcia, wygrał wojnę i odziedziczył tron cesarski jeszcze przed własnymi narodzinami. Był synem wielkiej cesarzowej Jingu i wnukiem bohatera Yamatotakeru, pogromcy buntowników i złośliwych bogów.
Cesarz Ojin
Syn cesarzowej Jingu
Ostatnio pisałem o świątyni Sumiyoshi Taisha w Osace, ufundowanej przez cesarzową Jingu w 211 roku naszej ery. Wspomniałem wtedy, że podczas inwazji na Koreę cesarzowa była przy nadziei, a nie chcąc odkładać w czasie zaplanowanej wyprawy, w magiczny sposób opóźniła poród. Po powrocie z wojny i 14 miesiącach od śmierci męża – cesarza Chuai, urodziła syna na wyspie Kyushu. Znamy go dziś pod imieniem Ojin, jako piętnastego cesarza w tradycyjnym porządku dziedziczenia. Imię jego oznacza „równy bogom”. I w istocie za równego bogom był uważany jeszcze za życia. Ale chyba nie był równy swojej matce, bo ta sprawowała rządy jako regentka przez 60 lat. Nawet obecny cesarz nie czekał aż tak długo na swoją kolej, a przecież jego ojciec wciąż żyje.
Fakty i mity
Wyjaśnijmy sobie kilka spraw. Dla własnej wygody będę pisał to, co znam z książek i opowieści. Nie będę rozdzielał faktów od mitów. Tak będzie ciekawiej. Nie jestem naukowcem i nie lubię przerywać opowieści, jeśli nie muszę. Myślę, że sami potraficie odróżnić rzeczy możliwe od niemożliwych.
Nie będę więc oceniał, czy możliwe jest 14 miesięcy ciąży, czy są na to prostsze wyjaśnienia. Nie będę wnikał jak bogowie skrócili życie szanownego ojca dzisiejszego bohatera, a jedynymi światkami tego nagłego zejścia była jego żona i cesarski strażnik. I wszystkie takie kwestie pozostawię bez komentarza.
Wspomnę tylko, że historycy uważają wydarzenia związane z Ojinem i jego matką za znacznie młodsze, niż wskazują na to japońskie kroniki. Wynika to z faktu, że w Japonii pismo pojawiło się dopiero za rządów Ojina, więc wszystko co przed nim, nie zostało na bieżąco udokumentowane. W Koreii pismo było wcześniej i tamtejsze dokumenty wskazują, że japońskie kroniki mylą się co do datowania o 120 lat.
Książę równy bogom
Jako chłopiec Ojin nosił imię Honda. W dość młodym wieku wraz ze swoim opiekunem, następca tronu wyruszył na pielgrzymkę do Izumo, jednej z najważniejszych świątyń w Japonii. Strażnik cesarski, który służył książęcemu ojcu i ojcu ojca, a obecnie jemu i matce, będzie też służył jego synowi i synowi syna. Razem jakieś 300-330 lat służby pięciu kolejnym pokoleniom cesarskim. Nie dziwi, że cieszył się sporą estymą i względami u bóstw.
Podczas pielgrzymki strażnik miał sen, według którego jego podopieczny jest równy bogom i powinien nosić adekwatne imię – Ojin. A ponieważ dobre wieści przekazała strażnikowi bogini żywności, to wraz z imieniem podarowała cesarzewiczowi funkcję bóstwa żywności. Od tego czasu, to on był odpowiedzialny za to, że w jego państwie ludzie nie głodowali.
3 żony i więcej
Przyszły władca dorósł i stał się mężczyzną, ale do zajęcia przezeń miejsca na tronie było jeszcze daleko. Podobno nawet nie starał się odebrać rządów z rąk matki. Zamiast tego sporo jeździł po kraju. Podczas jednej ze swoich wędrówek, zobaczył piękną dziewczynę i się zakochał. Wprosił się więc do domu jej rodziców, co zwiastowało, że zamierza ją posiąść, albo poślubić. Ta piękna dziewczyna miała dwie siostry. Obie równie piękne. Dzięki bogom, były to czasy poligamii, więc książę mógł poślubić wszystkie trzy.
W sumie Ojin miał 10 żon, ale główną była druga z sióstr z akapitu powyżej. Miał też 12 synów i 15 córek. A synowie głównej żony będą bohaterami następnego posta.
Znana jest też historia jednej z niedoszłych żon, która została przywieziona do stolicy statkiem z wyspy Kyushu (prawdopodobnie nikt jej o zdanie nie pytał). Jednak nim dotarła do pałacu zakochał się w niej, z wzajemnością, jeden z synów Ojina. Wybłagał on ojca, by odstąpił mu oblubienicę. A ojciec się zgodził… Taki był dobroduszny.
Ajnu
Z kronik dowiemy się też, że za czasów Ojina lud Ajnu zamieszkiwał w górach Yamato, a więc w dzisiejszej prefekturze Nara. Słynęli oni z wyrobu owocowego alkoholu i umiejętności chóralnego śpiewania, co Ojin bardzo lubił i dlatego zapraszał ich na uroczystości dworskie, by na nich śpiewali.
Jeśli jeszcze nie wiecie, to dodam od siebie, że ponad 1500 lat później muzykę i pieśni ludu Ajnu, podczas swoich badań etnograficznych, nagrywał na woskowe wałki Bronisław Piłsudski, brat Józefa. A jeśli kogoś to ciekawi, to ostatni męski potomek rodu Piłsudskich jest Japończykiem.
Wojna
Ale ja tu pitu-pitu o żonach, dzieciach, Ajnach, snach, podróżach, bogach i cesarskich strażnikach, a przecież Ojin został bogiem wojny. Przejdźmy więc do najważniejszego. Do najbardziej męskiego z męskich zajęć, czyli mordobicia.
Bóg wojny powinien być wojownikiem na schwał prawda? Jednak o jego muskulaturze nic kroniki nie wspominają. A prawdopodobnie jedyna wojenna w jakiej brał udział, to ta słynna inwazja na Koreę, którą „oglądał przez pępek” sławnej matki…
Nic, zero, nul!!! Bóg wojny nie toczył wojen.
Niektórzy brak wojen w życiu boga wojny uznają za niedorzeczność, a inni uważają, że jeszcze przed narodzinami brał udział w wielkiej kampanii przeciw Korei, więc wszystko jest na miejscu. Trudno się nie zgodzić. Byle jaki płód nie wygrywa najazdu na zamorskie kraje, a bogowie jasno przepowiedzieli, że syn cesarza Chuai podbije Koreę. I tak się stało. Wygrał wojnę zanim się urodził. Koniec dyskusji. Witamy w Japonii.
Bóg wojny, opiekun narodu
Kiedy po 40 latach swoich rządów, cesarz odszedł w zaświaty, pamięć o nim zaczęła się zacierać. Bądźmy szczerzy, kto by wysławiał w pieśniach faceta, który wyszedł spod klosza w wieku 60 lat? A z braku ciekawszych dokonań kronikarze zapisali mu, że lubił słuchać chóru kosmatych ludzi.
I tak lata mijały, aż w VI wieku w okolicach miejsca gdzie urodził się cesarz Ojin zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Potwory nękały ludność i dopiero odważna i ascetyczna postawa starego wędrowca pomogła się ich pozbyć. Objawił mu się wtedy duch dziecka, który zamienił się w złotego sokoła. Ale nim duch odleciał, podał swoje imię: Honda-no sumeramikoto Hirohata-no Yamatamoro. W skrócie Hachiman (czytaj: Haciman), czyli osiem chorągwi, jeśli ktoś musi wiedzieć jak to tłumaczyć na nasze.
W miejscu tego objawienia, w miejscowości Usa zbudowano w 708 roku chram Usa Hachiman Jingu.
Poza dziwnym imieniem sugerującym jako-taki związek z wojną, to jeszcze nic nie znaczyło. Imię bóstwa szybko skojarzono z Ojinem, ale nie szybko skojarzono z wojną. Do tego potrzeba było trochę więcej niż kilku chorągwi w imieniu.
Musiało minąć wiele pokoleń, aż pojawił się i urósł w siłę ród Minamoto. Jedna z linii klanu, miała swoją siedzibę blisko grobu cesarza Ojina i czciła go jako swojego patrona. A ponieważ był to ród wojowniczy i odnoszący niemałe sukcesy na bitewnych polach, ich patron stał się wkrótce uosobieniem bitewnych sukcesów i patronem wojny. Ponieważ ostatecznie ród Minamoto wygrał w XII wieku wielką Wojnę Gempei i objął realną władzę nad krajem, od tego czasu patron Minamotów stał się patronem Japończyków.
Pokrętna jest ta japońska logika. No, ale co poradzić?
Zresztą nie ma się co czepiać, patronem Polaków jest Czech…
Najsłynniejsze świątynie boga wojny
W Japonii według różnych szacunków jest od 20 do 48 tysięcy sanktuariów, chramów i kapliczek poświęconych Hachimanowi. Tym samym, popularnością ustępuje on tylko bóstwu Inari, opiekującemu się plonami ryżu, produkcją sake, biznesem i przemysłem.
Oczywiście najważniejsze chramy Hachimana to ten w Usa, gdzie się urodził, oraz Tsurugaoka w Kamakurze skąd ród Minamoto władał Japonią. Jest też słynna Iwashimizu pod Kyoto, blisko dawnej stolicy. Ale jest też mała świątynia Hachimana, którą łatwo ominąć, a prawie każdy turysta ją widzi. To Tamukeyama Hachimangu na terenie świątyni Todaiji w Nara.
Tamukeyama Hachimangu w Nara
Hachiman nie tylko wyraził zgodę na wybudowanie wielkiego posągu Buddy w Nara, ale wspierał swoimi wyroczniami poszukiwania rud miedzi i złota potrzebnych do wykonania odlewu. Dzięki temu świątynia Todaiji jest sławna do dziś. Ponoć to dzięki tamtym wyroczniom odkryto pokłady złota na wschodzie Japonii. Boskie przepowiednie okazały się pomocne i prace szybko posuwały się na przód. W zamian za pomoc udzieloną „widzialnym ludziom” Hachiman zażyczył sobie, aby przeniesiono jego shintai (przedmiot w którym mieszka bóstwo) ze świątyni w Usa, do Todaiji w Nara.
Cesarz wysłał swój orszak wraz ze zbrojną eskortą i sprowadzono boga Hachimana do Nara gdzie zbudowano mu świątynię na zboczu góry Tamuke. Przez 7 kolejnych dni 40 mnichów i mniszek odmawiało modły ku czci bóstwa.
Samo bóstwo w 783 roku, zostało nominowane do rangi bodhisattwy, czyli buddyjskiej istoty, która dostąpiła oświecenia, lecz zrezygnowała z nirwany na rzecz wspierania wszystkich innych istot pragnących oświecenia. Tym samym Hachiman stał się jednym z japońskich bogów uniwersalnych, zarówno shintoistycznych i buddyjskich.
Tamukeyama Hachimangu znajduje się tuż obok pawilonu trzeciego miesiąca w Todaiji. Opuszczając słyną Wielką Świątynię Wschodnią przechodzi się tuż obok (lub przez) świątynię Hachmana. I choć z zewnątrz nie wyróżnia się absolutnie niczym, to w połączeniu z tą historią zyskuje nieco blasku.
Świątynie Hachimangu
Bardzo często świątynie Hachimana nazywają się Hachimangu. Powstał też dość charakterystyczny styl architektoniczny: Hachiman-zukuri, zgodnie z którym dawniej budowano świątynie boga wojny. Bardziej współczesne nie są już tak tradycyjne. Niestety, do naszych czasów zachowało się podobno tylko pięć chramów w stylu Hachiman-zukuri.
Z Hachiman-zukuri wiąże się jedna z naszych przygód. Podczas zwiedzania Matsuyamy na wyspie Shikoku. Wspięliśmy się po kamiennych schodkach do świątyni Isaniwa, która była dla nas wielką zagadką. Nawet nazwa nic nam nie powiedziała. W ogóle nie spodziewaliśmy się do niej trafić, ponieważ żadne z nas nie spotkało się wcześniej z jej opisem. Dlatego, byliśmy kompletnie nieprzygotowani. Dodatkowo nie przypominała ona w swym kształcie ani świątyni Sumiyoshi, ani Kasuga, ani żadnej innej. Weszliśmy z ciekawości, tylko dlatego, że przechodziliśmy obok, a wyszliśmy zaskoczeni i rządni wiedzy.
Gdyby ktoś słuchał o czym wtedy rozmawialiśmy, mógłby uznać nas za niezłych oszołomów. Analizowaliśmy krzywiznę i dwuczęściowość dachu, podobieństwo do stylu Kasuga-zukuri, kolor farby, malowidła na ścianach krużganku itd. A i tak nic nam się nie zgadzało. Tu jakieś dziwne daszki, tam surowe ściany z kaligrafią, wklejona w środek kapliczka, gdzie indziej opowieść i ilustracje do historii 47 roninów. Budynek niby shintoistyczny, a jednak trochę jakby buddyjski. Nic się kupy nie trzymało, choć wyglądało na dalekie od przypadkowości.
Hachiman-zukuri
Hachiman-zukuri charakteryzuje rodzaj kwadratowego korytarza, czy też krużganka, który okala główny pawilon świątyni. Natomiast ów główny pawilon posiada dwa dwuspadowe dachy połączone ze sobą. Wygląda trochę jakby małe dziecko chciało narysować dwa domy, a narysowało jeden o dwóch dachach.
Dachy dzielą pawilon na dwie części, więc bóstwo w nim mieszkające może spędzać dzień w części przedniej, gdzie wysłuchuje modlitw i przyjmuje ofiary, a na noc chowa się z tyłu, gdzie nikt nie będzie zakłócał jego spokoju.
Choć jest tylko kilka świątyń, które zachowały czysty styl Hachman-zukuri, to jednak wiele jest chramów na tym stylu wzorowanych. Wariacją na temat jest np. Kitano Tenmangu w Kyoto, zbudowana dla boga Tenjina. A to oznacza, że styl Hachuman nie był stosowany wyłącznie podczas projektowania chramów boga wojny, a tylko od niego pochodził.
Dla mnie najgorszym aspektem tego stylu jest fakt, że nie idzie go uczciwie i rzetelnie sfotografować w taki sposób, aby pokazać, jak jest osobliwy. Daje się to pokazać tylko na rysunkach i z lotu ptaka, a ja jeszcze nie umiem latać.
Jeśli podobał Ci się ten post, skrobnij komentarz, a najlepiej zasubkskrybuj nasz blog. Zostaw swój adres email, a my powiadomimy Cię o kolejnych wpisach o tym: co, kiedy i dlaczego warto zobaczyć w Japonii.